Mamy w domu wielką płachtę grubej folii (kupionej kiedyś z metra w sklepie ogrodniczym).
Odcięłam dzisiaj od niej kawał wielkości skrzydła okiennego. Taśmą przymocowałam ją do szyby w pokoju Emilki.
Potem wyjęłam farby, pędzle i fartuch do malowania po czym zaprosiłam Milę do tak zorganizowanego warsztatu. A ona już skakała podekscytowana, co to będzie.
A to było malowanie witrażu. Prawie witrażu.
Jakoś nie zdecydowałam się na malowanie bezpośrednio na oknie. Zniechęciła mnie wizja zmywania i sprzątania. Uznałam, że z folią będzie dużo prościej.
W sumie to spodziewałam się lepszego efektu. Specjalnie wyjęłam farby akrylowe, bo nasze tempery wydały mi się zbyt płynne i za mało kryjące. Ale efektu wow! nie było. To znaczy - dla mnie. Dla Emilki był :-)
Gdy zamalowała już całe okno, przypomniałam sobie, że mamy przecież specjalne farby do malowania na szkle! Ale nie ma tego złego - była okazja do zaklejenia drugiego okna :-)
Ostatecznie okazało się, że specjalne witrażowe farby prezentują się dużo gorzej - są blade i ledwo widoczne. Ale Emilce to nie przeszkadzało. Spędziła na tym malowaniu prawie trzy godziny :-)
No i kiedy ona pozwoli zdjąć tę folię??
PS Dopiero teraz, pisząc tego posta, uświadomiłam sobie jedną rzecz - powinnyśmy malować z dodatkiem mydła w płynie! Przecież wtedy farby dużo lepiej się rozprowadzają! Jak mogłam o tym zapomnieć....
We wspieraniu rozwoju Mili i Maciusia staramy się stosować ideę Marii Montessori - stwórz dziecku sprzyjające otoczenie i pozwól w nim działać samodzielnie. Proponuj zajęcia, pokazuj możliwości, zapewniaj materiały, ale niczego nie narzucaj, na nic nie nalegaj. Obserwuj, po co dziecko sięga. Słuchaj, o co pyta . . . . . I podążaj za nim.
niedziela, 9 października 2016
poniedziałek, 3 października 2016
Pierwsze malowanie
Maciuś wczoraj przeszedł artystyczną inicjację :-)
Zrobiłam dla niego farby do malowania rączkami.
Kiedyś już takowe popełniłam Tutaj
Ale postanowiłam poszukać innego przepisu, bo:
1. Efekt użycia tamtych mi się nie podobał.
2. Tamte nie były jadalne.
3. Punkt widzenia w kwestii prostoty przepisu zmienia się w zależności od ilości posiadanych dzieci.
Tym razem wykorzystałam przepis najprostszy na świecie.
Kupiłam jogurt grecki.
Ponakładałam po trochu do formy muffinkowej i wymieszałam z barwnikami (spożywczymi!). Kolory ok, konsystencja ok, szybkość przygotowania bezkonkurencyjna.
Gotowy do użycia produkt został Maciusiowi zaprezentowany w krzesełku. Uznałam, że tak będzie bezpieczniej.
Podszedł do sprawy z dystansem, ale z pełnym skupieniem.
Najpierw tylko patrzył. Włożyłam swój palec i pomazałam kartkę. Spojrzał zdziwiony, ale zrobił to samo.
Można powiedzieć, że był wręcz zafascynowany. Co jakiś czas spoglądał na mnie, jakby chciał się upewnić, że tak ma to właśnie wyglądać :-)
I jakoś poszło :-)
Jeść nie próbował. Może więc w końcu dojrzeję do zabaw sensorycznych z fasolą, grochem i innymi łatwopołykalnymi?
Zrobiłam dla niego farby do malowania rączkami.
Kiedyś już takowe popełniłam Tutaj
Ale postanowiłam poszukać innego przepisu, bo:
1. Efekt użycia tamtych mi się nie podobał.
2. Tamte nie były jadalne.
3. Punkt widzenia w kwestii prostoty przepisu zmienia się w zależności od ilości posiadanych dzieci.
Tym razem wykorzystałam przepis najprostszy na świecie.
Kupiłam jogurt grecki.
Ponakładałam po trochu do formy muffinkowej i wymieszałam z barwnikami (spożywczymi!). Kolory ok, konsystencja ok, szybkość przygotowania bezkonkurencyjna.
Gotowy do użycia produkt został Maciusiowi zaprezentowany w krzesełku. Uznałam, że tak będzie bezpieczniej.
Podszedł do sprawy z dystansem, ale z pełnym skupieniem.
Najpierw tylko patrzył. Włożyłam swój palec i pomazałam kartkę. Spojrzał zdziwiony, ale zrobił to samo.
Można powiedzieć, że był wręcz zafascynowany. Co jakiś czas spoglądał na mnie, jakby chciał się upewnić, że tak ma to właśnie wyglądać :-)
I jakoś poszło :-)
Jeść nie próbował. Może więc w końcu dojrzeję do zabaw sensorycznych z fasolą, grochem i innymi łatwopołykalnymi?
niedziela, 2 października 2016
Z dłoni i stóp
Podczas dzisiejszej drzemki Maciusia oddawałyśmy się z Emilką artystycznemu szaleństwu.
Najpierw Mila odcisnęła kilka kolorowych stópek i dłoni, nie wiedząc, co będzie dalej.
A dalej już była tylko wyobraźnia - czyli domalowywałyśmy szczegóły tego, co zobaczyłyśmy w naszych odciskach.
Mila nie miała z tym najmniejszego problemu. Powstały nam piękne obrazy.
Motyl i jastrząb:
Nosorożec:
Dama w baletkach:
Kret wychodzący z kretowiska i Barozaur (koniecznie z drabiną!):
Małpa (chociaż Mila nie dała się przekonać, że nie jest to kolejny kret....) i żyrafa:
Foka, słoń i wielbłąd:
I znowu jastrząb (chociaż ja tu nieprzerwanie widzę kurę):
Dużo radości miałyśmy z tego czasu, spędzonego tylko we dwójkę. Takich chwil ostatnio mamy bardzo mało.
A o tym, co robił Maciuś jak wstał to już może jutro...
Najpierw Mila odcisnęła kilka kolorowych stópek i dłoni, nie wiedząc, co będzie dalej.
A dalej już była tylko wyobraźnia - czyli domalowywałyśmy szczegóły tego, co zobaczyłyśmy w naszych odciskach.
Mila nie miała z tym najmniejszego problemu. Powstały nam piękne obrazy.
Motyl i jastrząb:
Nosorożec:
Dama w baletkach:
Kret wychodzący z kretowiska i Barozaur (koniecznie z drabiną!):
Małpa (chociaż Mila nie dała się przekonać, że nie jest to kolejny kret....) i żyrafa:
Foka, słoń i wielbłąd:
I znowu jastrząb (chociaż ja tu nieprzerwanie widzę kurę):
Dużo radości miałyśmy z tego czasu, spędzonego tylko we dwójkę. Takich chwil ostatnio mamy bardzo mało.
A o tym, co robił Maciuś jak wstał to już może jutro...
Subskrybuj:
Posty (Atom)