sobota, 9 marca 2013

Zwierzątka

Dzisiaj pojechałyśmy obejrzeć zwierzątka. Takie było hasło dla Mili, a chodziło o wystawę zoologiczną, zorganizowaną przez Targi Lubelskie.
Mili w kasie przystawiono pieczątkę na rączce (mimo, że jej wejściówka była bezpłatna), czym była bardzo przejęta. Tak bardzo, że zażyczyła sobie fotograficznego udokumentowania tejże, co niniejszym prezentuję:

Zdjęcia znowu paskudne, bo znowu z telefonu. Muszę chyba zainwestować w jakiś poręczny aparacik.


Wystawa zaczynała się zagrodą z kozami i lamami, które Mila podglądała zza płotka.


Potem przeszłyśmy do wystawki węży i innych tego rodzaju przyjemniaczków, które na Mili nie zrobiły najmniejszego wrażenia. Nawet Boa o przekroju 20 cm (nie, żebym miała suwmiarkę ze sobą...).
Nawet te najbardziej kolorowe i zwinne miała w nosie - spojrzała na pierwszego i zakwalifikowała je jako "idziemy dalej".


Poszłyśmy.
A dalej były świnie.
No dobra - świnki. Morskie.

Chociaż można by się pomylić...

Króliczki można było podotykać tylko przez pręty klatek.


Ale myszki można już było pogłaskać bez żadnych ograniczeń. Można było nawet kupić, ale pomyślałam, że może nasz kot opacznie zrozumiałby intencje...


Żółwi już nie można było pogłaskać, więc nie spotkały się ze specjalnym zainteresowaniem. Nawet moje aluzje do Franklina nie były w stanie tego zmienić.



Gołębie nudne (dla mnie nawet zrozumiałe), no chyba, że nie miały głowy.


Ale już fretki były fajne. I można było głaskać, ile chcieć.


A przy kotach to już mogłybyśmy zostać do wieczora. Nie bardzo jednak dało radę pogłaskać, bo zakratowane.


Ale ponieważ Mila bardzo chciała, a mama uważała, że pragnienia dziecka zaspokojone winny być, wlazłyśmy do zamkniętego obszaru właścicieli futrzaków i grzecznie spytałyśmy, czy można pogłaskać.
Można było i to jeszcze trafił nam się do głaskania kotek za 600 € :-)

Oczywiście, jak na wszelkich imprezach, gdzie mogą być dzieci, tak i tu nie zabrakło typowych atrakcji dla najmłodszych. Umówiłam się z Milą, że może się zdecydować na jedną z nich. Wybór padł na zwierzątka, które jeździły po naciśnięciu nogą przycisku.
Zachwyt był.
Poprzestawiane barierki też :-)


 Na koniec zajrzałyśmy jeszcze na sąsiednią halę, gdzie miały być psy (były) i konie (były też).




Podsumowanie:
1. Milę interesuję zwierzątka, które można przytulić i będą przy tym miłe w dotyku (całkowicie rozumiem, mam tak samo).
2. Organizatorzy targów powinni pomyśleć o najmłodszych nie tyle w kwestii nadmuchiwanych zjeżdżalni i gofrów, ile lepszej dostępności obiektów właściwych. Klatki i terraria w większości poustawiane były na wysokości wygodnej dla dorosłego.  Żeby dziecko dobrze widziało, trzeba je wziąć na ręce, a to przy naszych ukochanych 13 kilo z hakiem, jest dosyć uciążliwe.
3. Gdzie te obiecane pająki??


1 komentarz:

  1. fajnie ze Mila dobrze sie bawila :)
    rowniez mysle ze niektore imprezy organizowane dla dzieci niedokonca sa przystosowane dla dzieci. dobrze by bylo zeby organizatorzy mysleli o tym jak najlepiej przystosowac takie miejsca do calego potencjalu :)

    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Wpisz komentarz...