środa, 28 stycznia 2015

Jak piją rośliny

To, że rośliny piją wodę, Mila wie. Wszak Tata dwa razy w tygodniu robi po mieszkaniu rundkę z konewką i Mila wtedy podlewa również swojego hibiskusa. Podlewa także swojego kwiatka w przedszkolu (a przynajmniej taka jest oficjalna wersja).

"Ale jak one piją? Przecież nie mają buzi".

Zadane pytanie nie mogło pozostać bez odpowiedzi. Szczegóły zostały trochę odroczone w czasie, bo mama musiała nadrobić braki w swojej edukacji przyrodniczej, żeby nie dać plamy :-)

Gdy już wiedziałam dość, przystąpiłyśmy do eksperymentu. Przygotowałyśmy kolorową wodę, używając do tego świeżo zakupionych barwników spożywczych. Przygotowałyśmy też trzy liście kapusty pekińskiej.


Mila powkładała je do szklaneczek z wodą.


Wszystkie trzy zostały pozostawione w spokoju na resztę dnia i całą noc.


Następnego dnia rzuciłam się radośnie do kapusty, żeby zaprezentować Mili zjawisko kapilarne i ... entuzjazm we mnie szybko opadł.
Bo kapusta wyglądała tak:


Delikatne przebarwienia, których z lupą prawie trzeba było szukać.


Hmmm... No dobra córeczko, kapusta pije powoli, musimy jeszcze zaczekać jeden dzień.
Ale następnego dnia nic się nie zmieniło. Co więcej - liście smętnie oklapły, co wskazywało na to, że pić jednak nie chcą i chyba już nie będą.
Zachodziłam w głowę - co zrobiłam źle? Że kapusta? A dlaczego nie kapusta? Kiedyś widziałam zabarwione w ten sposób właśnie liście pekińskiej, wiedziałam więc, że eksperyment powinien się udać.

Ja się zastanawiałam, a Mila wysnuła prosty wniosek: "No to jednak kapusta nie pije wody" i poszła do swoich zabawek. A ja zostałam z głupią miną i jeszcze głupszą kapustą.

I wtedy mnie olśniło! Wzięłam nożyczki i ciachnęłam końcówkę każdego liścia. Powkładałam z powrotem do szklanek. Wróciłam do nich po paru godzinach. 
"Mila - chodź zobaczyć!!!"


Nie dość, że nabrały kolorków, to jeszcze stanęły na baczność :-)


Zabrałam się do tłumaczenia.
Najpierw na chusteczce, której rożek zamoczyłam w wodzie i mogłyśmy obserwować, jak woda przesuwa się do góry.
trudno jest jednocześnie zanurzać chusteczkę, drugą ręką trzymając ciężki aparat, dlatego zdjęcie cokolwiek nieostre
  
Potem na przykładzie słomki - najcieńszej jaka była w domu. Wyraźnie widać, że poziom wody w rurce jest wyższy niż w szklance, co się trochę kłóci z ogólną zasadą o naczyniach połączonych. Ale na tym właśnie to zjawisko polega - im cieńsza rurka, tym poziom wody w niej będzie wyższy.  

Taka mądra jestem, bo sobie poczytałam, a poza tym Tata Mili jest fizykiem i mnie czynnie wspierał :-)
 
 

Mila patrzyła i słuchała.... hmmmm.... uprzejmie.
Uznała, że widocznie mama musi się na ten temat wygadać. Na szczęście to zauważyłam, skróciłam swój wykład do minimum, okraszając go na koniec takim obrazkiem:
 
źródło: http://www.wykop.pl/ramka/1425711/hydraulika-roslin-czyli-jak-pija-drzewa/

Żeby lepiej zrozumiała, dlaczego w cieńszej jest wyżej. 
I że w tej kapuście muszą być naprawdę cieniutkie, żeby woda mogła podejść tak wysoko.

Na koniec zrobiłyśmy sobie jeszcze jeden eksperyment. Zaciekawiło mnie bowiem, co będzie, jeśli pół liścia zanurzymy w jednym kolorze, a drugie pół w innym.
Jeszcze jeden liść został więc poświęcony dla nauki. Tym razem od razu odcięłam mu końcówkę, a Mila przecięła go wzdłuż do połowy. Włożyłyśmy go do szklaneczek, Mila pobiegła się bawić a ja poszłam po aparat. 
Gdy wróciłam, nie mogłam oczom uwierzyć - liść już zaczął się barwić!
Bardzo delikatnie, ale jednak wyraźnie można było dostrzec różnicę w odcieniach.


Tak liść wyglądał po kilku godzinach:


A tak na drugi dzień:


Jak widać w jednym miejscu liść przybrał odcień zbliżony do fioletu, co wskazywałoby na to, że te naczynia włosowate jakoś się przeplatają. 
Ale tego już bliżej nie badałam. I tak nauczyłam się bardzo dużo przy okazji tego eksperymentu ;-)))

 Ciekawe, czy Mila też....
 






piątek, 23 stycznia 2015

Jak to czasem się (nie)klei...

Podczas ostatniej bytności w bibliotece wypożyczyłyśmy książkę "Pomysły na prace plastyczne", które to pomysły polegają w większości na recyclingu rzeczy codziennego użytku.
Po szybkim przekartkowaniu jeszcze na miejscu wydawała się fajna, ale jak zasiadłam do niej już na spokojnie w domu, próbując wybrać coś na wspólne działanie, to nic mi się nie podobało. 
Odłożyłam na bok. Następnego dnia dorwała się do niej Mila. Też przekartkowała. No i wybrała od razu- ona chce zrobić taką szkatułkę:


No tak, można się było spodziewać. Przecież ona śliczna jest, ta szkatułka.... Cekiny ma. To wystarcza.

No dobra, to robimy, w sumie wszystko w domu jest. Opakowania po margarynie pieczołowicie zbieram, wata jest, bo to przecież co i rusz do czegoś się przydaje, cekinów ci u nas dostatek.

Pomysł zakładał oklejenie pudełka po margarynie kulkami z waty, a następnie ozdobienie powstałej szkatułki cekinami.
Z lekkim powątpiewaniem podchodziłam do tematu tych wacianych kulek, ale skoro tak w książce napisane....

Zaczęłyśmy od pętelki z wstążeczki, która będzie służyła do podnoszenia pokrywki. Przykleiłyśmy ją taśmą dwustronną.


I zaczęłyśmy ukręcać te kulki. Łatwo nam to nie szło. Kawałki waty nie chciały przybierać jakichś kształtnych i w miarę stałych form.
Poza tym zajmowało to tyle czasu, że zwątpiłam w wytrwałość Mili i zaczęłam szukać jakiegoś innego pomysłu. 


Przyniosłam gotowe pompony. Musiałyśmy w związku z tym zmienić koncepcję z kleju na taśmę dwustronną, ponieważ pompony nie chcą się trzymać kleju, co stwierdziłyśmy kiedyś przy robieniu bombek.



Złapałam więc taśmę, z zamiarem oklejenia pudełka, a ona co? Powiedziała: pa, pa. Znalazła sobie świetny moment, żeby się skończyć.

Odechciało się już nam tej szkatułki. Pudełko po Delmie powędrowało do pudełka z pomponami w nadziei, że ozdobimy je, jak już zakupimy taśmę dwustronną. Zobaczymy. Na razie zapał do niej straciłyśmy.
Ale do pracy twórczej nie.
Co tu zrobić? Mila siedziała znudzona, a ja próbowałam coś wymyślić.

Przypomniałam sobie o kawałku masy solnej, który został nam z jakichś poprzednich działań. Położyłam go na talerzyk, otoczyłam cekinkami i tego typu ozdobami i przekazałam Mili bez narzucania jakiejkolwiek koncepcji.
Mila przyniosła sobie jeszcze przestarzałą farbę witrażową, z której zrobił się gumowaty glut. Ale miał kolor różowy, więc nic innego nie jest ważne.


I zaczęła się w tym ciapać.


Zabawa trwała jednak bardzo krótką chwilę, bo okazało się, że nasza masa leżała ciut za długo. Zrobiła się strasznie lepka, czepiała się rąk i to w sposób bardzo nieprzyjemny. Próbowałam ją reanimować, dodając to mąki, to soli, ale nic ciekawego niej nie wyszło. Do kosza.

No i co dalej? Warsztat rozłożony, materiały piętrzą się na stole, dziecko w oczekiwaniu, a tu nic nie wychodzi.

Pomyślałam, że dam jej po prostu kartkę papieru i klej, niech sobie te cekiny nakleja czy co tam chce, bo sama też już byłam zniechęcona. Ale w ostatniej chwili przypomniałam sobie o kawałku okleiny, którą kiedyś kupiłam do zrobienia nieba

 Resztóweczką naszej dwustronnej taśmy przykleiłyśmy ją do stołu.


Mila zaczęła tworzyć obrazek.


Wykorzystała też kulki styropianowe, które świetnie trzymały się okleiny (z cekinami różnie bywało).
Zaczęła powstawać zima wieczorową porą.


Dziewczynka, która macha latarką do nadjeżdżającego saniami Świętego Mikołaja. Plus, oczywiście, choinka.
Nie obyło się bez brokatu.


Emilce strasznie się jej obrazek spodobał.


 Tak bardzo, że poprosiła o drugi kawałek okleiny.


Temat ten sam: dziewczynka, choinka, prezenty, wieniec adwentowy.


Magia Świąt wciąż działa :-)

Takie to obrazki nam wyszły. I pomyśleć, że już była chwila, w której myślałam, że dzisiejsze chęci na jakąś kreatywną zabawę nie doczekają się realizacji. 



 

piątek, 16 stycznia 2015

Lusterkowe rysowanie

Dzisiaj znowu zorganizowałam zabawę z lusterkiem, chociaż innym, niż ostatnio. 
Dzisiejsza zabawa miała rozjaśnić pojęcie symetrii oraz ćwiczyć zdolności manualne.

Na kartce papieru narysowałam falistą linię.
Następnie za kartką ustawiłam małe lusterko, wręczyłam Emilce długopis (innego koloru, niż ten użyty przeze mnie) i poleciłam narysować tę linię jeszcze raz, po śladzie. Oczywiście cała trudność miała polegać na tym, że rysując, patrzy się na obraz odbity w lusterku, a nie na kartkę.

Szło jej znakomicie, dopóki nie zorientowałam się, że zerka na kartkę i to nader często. 
Wytłumaczyłam jeszcze raz, że zabawa polega na NIE patrzeniu na kartkę. I narysowałam słoneczko. 
Mila miała poprawić czerwonym kolorem. Ale nie mogła powstrzymać się od patrzenia na kartkę. Próbowałam zasłonić, żeby jej nie kusiło, ale zdenerwowała się: "Ale tak jest trudniej!". No cóż. Trudno mi było znaleźć kontrargument. Przecież miała rację. A że pragmatyzm jest jej silną cechą, uznałam, że do tematu symetrii trzeba podejść inaczej.


Odstawiłam na razie lusterko. 
W rogu kartki (nowej, tamtą odłożyłam daleko, żeby nie drażnić wilka) narysowałam dwa łuki. I poprosiłam Milę o dorysowanie wzorków.
Co też ona uczyniła.

Pytanie za sto punktów: jaki jest ulubiony kolor Mili? Podpowiedź - sugeruj się długością kredki. Pozostałe z kompletu mają co najmniej 10 cm....


Mila rysowała i kolorowała, a ja tymczasem zmontowałam potrzebną konstrukcję, używając dwóch takich samych lusterek. 




Gdy rysunek był skończony, ułożyłam go pomiędzy lusterkami.
Powstała w ten sposób mandala zauroczyła Emilkę.


Porozmawiałyśmy sobie na temat lustrzanego odbicia i symetrii.


Trochę też popisałyśmy - pokazywałam Mili, jak zachowują się literki w lusterku. Że niektóre się odwracają, a niektóre wyglądają tak samo. Ale całe słowo już nie. I że może powstać zupełnie inne.




Lusterka dają naprawdę duże możliwości, jeśli chodzi o kreatywną zabawę. Mila bardzo je polubiła, więc myślę, jakby je tu jeszcze ciekawie wykorzystac.


 

czwartek, 15 stycznia 2015

Pokoje Życzliwości

Czy pamiętacie ten wpis?

Stowarzyszenie pozytywne.com wciąż działa.

Cały czas trwa poszukiwanie sponsorów, dzięki którym pokoje życzliwości w kolejnych szpitalach będą mogły umilać hospitalizację kolejnym dzieciom. To wymaga prowadzenia szeroko zakrojonej akcji marketingowej, na co również potrzebne są fundusze.

Teraz jest taki czas, w którym łatwo możemy pomóc - każdy z nas.

Jeśli ktoś chciałby przekazać 1% swojego podatku, to: KRS 0000280273 



niedziela, 11 stycznia 2015

Malowanie urozmaicone

Mila uwielbia rysowanie. Było tym Tutaj.
Coraz częściej jednak kredka/farba/długopis/flamaster przenosi się z kartki na inne podłoże: stolik/rączkę/ubranie/podłogę.

Dosyć mnie to złościło, przyznam szczerze. Stolik Emilkowy już dawno odpuściłam, ale ubranie czy stół w salonie czasem trudno przywrócić do stanu pierwotnego. Zrzędziłam i zrzędziłam, ale efekty były marne.

W końcu stwierdziłam, że zamiast tłamsić, trzeba chyba wyjść naprzeciw jej poszukiwaniom i zaproponować coś innego niż zwykła kartka.  
Gdy jej to powiedziałam, ochoczo przyklasnęła.

Dwie kartki z dużego bloku posmarowałyśmy klejem (rozcieńczonym wikolem), używając do tego wałka, żeby idealnie pokryć całą powierzchnię.

Lekko przyszarzałe dłonie Emilki to efekt pokrycia ich w całości czarną pastelą olejną. Takie rączki idealnie brudzą wszystko, czego dotkną. I wcale łatwo się nie zmywa, jak widać.


Na to nałożyłyśmy gazę i znowu przejechałyśmy walkiem, żeby gaza przykleiła się na całej powierzchni.
Odłożyłyśmy do wyschnięcia.


Następnego dnia Mila dostała dwie szorstkie kartki.
Do jednej wybrała olejne pastele.


Powstał taki rysunek - mama z córkami w baletkach.


Przy drugiej zdecydowała się na farby.


Powstało kolejne dzieło - dziewczynki z piłkami :-)


Efekt nie jest może nadzwyczaj spektakularny, ale dla Mili to było ciekawe doświadczenie - coś innego. I bardzo jej się podobało. Tak bardzo, że po tych dwóch obrazkach cały czas miała niedosyt. Ale więcej gazy w domu nie było :-(

Ale córka już wie, że wystarczy powiedzieć: "Mamusiu, możesz coś wymyślić?", a mamusia wyciągnie spod łóżka jedno z pudeł i spośród zgromadzonych tamże przydasi wybierze coś, co się nada.

Tym razem nadało się lustro. O - to właśnie.
Farby były już nałożone, dodałam tylko jeszcze wodę w pojemniczku.
I zaczęło się malowanie.
Najpierw pędzelkiem.


Farbą i wodą.


Potem wałkiem, żeby uzyskać jednolitą powierzchnię. 

Polecam wałek. taki zwykły, gąbczasty, kupiony za kilka złotych w budowlanym. Przydaje się nader często.


Potem po tej powierzchni rysowanie wzorów palcami.


Ciapanie farby, wyrównywanie wałkiem, rysowanie palcami..... i tak wiele razy.



Po godzinie wstała i - ociekając farbą - z wielką satysfakcją oznajmiła: "Skończyłam".

Przedsięwzięcie z szukaniem innych podłoży do prac plastycznych uważam za rozpoczęte i - póki co - bardzo udane  :-)




wtorek, 6 stycznia 2015

Trzech Króli i noworoczne pudełko

Dzisiaj święto Trzech Króli. Mila bardzo na nie czekała.

Miałyśmy już przygotowanych króli i dary. 

Role Kacpra, Melchiora i Baltazara odegrały pacynki, wypchane watą. Z darami też sobie poradziłyśmy, chociaż z kadzidłem nie było łatwo.



Królowie przybyli do stajenki, ofiarowali dary i złożyli pokłony. 


I tyle, jesli chodzi o celebrowanie dzisiejszego święta :-)

I cóż było robić dalej z tak pięknie rozpoczętym dniem?

Wpadłam na pewien pomysł, na okoliczność rozpoczęcia nowego roku. W zasadzie myślałam o tym już dawno, ale czekałam na koniec/początek roku, no i w końcu wyszło tak, że się zagapiłam. Ale uznałam, że tydzień opóźnienia nie jest w tym wypadku taki istotny.  


Przygotowałyśmy puszkę z pokrywką, kartkę, długopis i nożyczki.
Na paskach papieru zaczęłyśmy zapisywać różne informacje na temat Emilki: 

że uwielbia tańczyć
że bardzo lubi rysować
że ma trzy lalki (Lacy, Chelsea i Kaję)
że zasypia sama, przy zapalonej lampce i włączonej muzyce
że jej ulubione koleżanki to Iga i Amelka
że uwielbia aniołki, a szczególnie Bonifacego, który lata na bosaka
itp.

Karteczki wkładałyśmy do puszki.


Emilce bardzo szybko przestało wystarczać wymyślanie informacji i wkładanie karteczek do puszki. Zawładnęła długopisem i zaczęła sama pisać.


I to był świetny pomysł, bo mimo, że zachowujemy jej rysunki i dzieła pisane, to jednak włożenie do puszki kartek z jej własnoręcznym aktualnym pismem było super pomysłem.

Wyszło nam tego sporo, ale na pewno nie napisałyśmy wszystkiego - nie da się, o czym każdy rodzic doskonale wie.


A po co to wszystko?



Pomysł jest taki, żeby otworzyć to dokładnie za rok. No, może niezupełnie :-)


Wtedy zobaczymy, co się przez ten rok zmieniło, co pozostało takie samo i co z tego pamięta Mila (na przykład baśń o aniele Bonifacym, którą w tej chwili potrafi wyrecytować z pamięci - a ma ona kilka długich stron....) 

Włożymy ją do pudła z ozdobami choinkowymi - w ten sposób nie zapomnimy otworzyć jej za rok, a za to przez rok zapomnimy, że jest i będziemy mieć miłą niespodziankę :-)