poniedziałek, 21 lipca 2014

Samodzielne mycie

Mila od jakiegoś już czasu wieczorne mycie odczynia samodzielnie. Trudno było ją do tego przekonać, jako że mycie dokonywane przez mamusię stanowiło przecież jeden z ważnych codziennych rytuałów. Pokusa samodzielności zrobiła jednak swoje, szczególnie, że szła za tym możliwość używania elektrycznej szczoteczki :-)
Na początek ustaliłyśmy, że myjemy na przemian - jednego wieczoru ja, drugiego ona. Po jakimś czasie Mila niespodziewanie oznajmiła, że będzie myć się sama codziennie.
Oczywiście utrzymywałam nad tym kontrolę - szczególnie gdy nadeszło lato, chciałam mieć pewność, że stopy i kolana są porządnie wyszorowane. Dlatego Mila woła mnie, gdy uzna, że już się umyła, a ja odpytuję: "Szyja?" "Umyta!" "Ramiona?" "Umyte!" "Pod pachami?" "Łan łan łan..." - chwyta za mydło i nadrabia. Gdy ma gorszy dzień, to chwytanie za mydło jest nader częste i summa summarum mycie odbywa się w mojej obecności a ja czuję się jak klawisz, tak stercząc nad nią. Nie tak ta samodzielność miała przecież wyglądać. Trzeba było coś z tym zrobić.

Wyszperałam stary, zalaminowany plakat, który posłużył nam swoim rewersem.
Ołówkiem naszkicowałam człowieczą postać, wzorując się na gotowym obrazku, bo zawsze z proporcjami mam problem. Odrysować się nie dało, bo oryginał za duży :-(


Dość blado wypadł ten ołówek, ale Mili udało się poprawić kontur permanentnym mazakiem.


 Oczywiście momentami rozpędzała się i w ruch musiał pójść wacik nasączony spirytusem.
Przy palcach trochę pomogłam i nasza postać była gotowa...


 ...do zaznaczania jej poszczególnych części ciała. Przy czerwonych krzyżykach umieściłam napisy, postanawiając w ten sposób wspomóc naukę czytania.


Nie jestem jednak pewna, czy te napisy nie spowodowały, że plakat stał się mniej czytelny. Trochę bałaganu się na nim zrobiło. Ale Mila chciała żeby zostały, więc powiesiłyśmy go w takiej właśnie formie.



Plakat zrobiłyśmy i powiesiłyśmy wczoraj, więc mycie z jego pomocą odbyło się już dwukrotnie. Póki co, bez zapomnienia niczego :-)

Oczywiście nie mam większych złudzeń - niedługo przestanie być atrakcją i nawet na niego nie spojrzy przy myciu, ale może do tego czasu nabierze jakichś pożądanych nawyków :-)




niedziela, 13 lipca 2014

"Kto czyta nie błądzi"

Magda z bloga W biegu pisane... wymyśliła zabawę, do której się przyłączam, szczególnie, że i tak od jakiegoś czasu miałam w planie taki wpis :-)

Prawie od zawsze czytaliśmy Mili bardzo dużo. Było o tym Tutaj i Tutaj. Biblioteczkę odświeżam na bieżąco - czasem wyszperam coś sama, czasem przeczytam u Olgi albo u kogoś innego. Przede wszystkim cierpię bardzo, że nie dysponuję niezmierzonymi zasobami gotówki, którą mogłabym przeznaczyć na Milowe książki. Bo jest ich tyle na świecie! Mądrych, pięknych, zabawnych! A to już nie jest etap sztywniaczków po kilka złotych każdy. Teraz fajna książka to jest już pewien wydatek, pomnożony przez kilka w miesiącu (ekhm, ekhm... w tygodniu?), wychodzi czasem okrągła sumka. No i czas - często go brakuje, żeby przeczytać wszystko. Bo jak tu zdążyć, kiedy szalona matka stawia na półce, w dziale "do przeczytania" ciągle nowe, kolejne czekają w paczkomacie, a allegro nęci i nęci.... Szczególnie, że Mila nigdy nie poprzestaje na jednym przeczytaniu. Każdą książkę musimy przerobić kilka, kilkanaście lub kilkadziesiąt razy. Zależy, jak bardzo jej się podoba. 

Dzisiaj o tym, co jej się przez ostatni rok (w przybliżeniu, rzecz jasna) podobało najbardziej. Wybrałam ja, na podstawie ilości i częstości przeczytanych razów. Pozycji jest pięć, bo tyle też wybrała Magda. Kolejność przypadkowa.




"Mali przyjaciele" - zbiorek kilku sympatycznych opowiadań dzieci w wieku przedszkolnym i wczesnoszkolnym. Są albo o Kubusiu i Kasi, albo o Agatce. Te o Agatce stały się ulubionymi Mili - na tyle, że na kilka tygodni przemianowała się na Agatkę - my byliśmy upominani, jeśli zapomnieliśmy się i zwróciliśmy do niej jej prawowitym imieniem. Opowiadania sympatyczne, aczkolwiek do mnie raczej średnio przemawiały. Do Emilki za to bardzo - w pewnym momencie odmówiłam czytania - naprawdę miałam dość...




 "Poznajemy nasze ciało", o której pisałam Tutaj.


Była hitem przez długie tygodnie. Fajnie napisana, funkcje organizmu opisane i zilustrowane w sposób trafiający do dzieci.


"12 ważnych opowieści" różnych autorów. Każda z nich opowiada historię na temat jednej z dwunastu wartości: szczęściu, miłości, dobroci itp.




Ulubionym opowiadaniem Mili stała się historia przyjaźni dwóch dziewczynek, które poznają się w szkole, a okazuje się, ze mieszkają naprzeciwko siebie i wieczorami mogą puszczać sobie sygnały latarkami.
Kilka dni po pierwszym przeczytaniu (i tym samym pokochaniu) tej historii Mila poznała na placu zabaw, oddalonym od nas o ok. 1 km dziewczynkę, z którą zaprzyjaźniła się w pierwszej chwili. I co? Okazało się, że dziewczynka mieszka w bloku naprzeciwko i mogą sobie wieczorami puszczać sygnały latarkami (jak już się będą znały na zegarkach). Historia jak z bajki, nieprawdaż?  :-))))))


Basi chyba nie trzeba nikomu przedstawiać. My mamy jedną (tylko!), bo cały czas jakieś inne wydają się ciekawsze. A to chyba błąd.


Basia została zakupiona w celach terapeutycznych, żeby Mila łatwiej znosiła wyjścia mamy do pracy, ale niekoniecznie była strzałem w dziesiątkę (bo mama Basi pracuje w domu). Ale ile przysporzyła przyjemności samego czytania, to inna sprawa :-)


No i hit ostatnich dni (właściwie to już tygodni) - "Dzieci z Bullerbyn"!


Jest tu ktoś, kto nie czytał? Kto nie zna Zagrody Środkowej, Północnej i Południowej? Kto nie wpatrywał się w ten obrazek, oglądając lipę pomiędzy oknami pokojów chłopców? I dopatrując się sznurka pomiędzy oknami Lisy a Britty i Anny?


Ja tę książkę uwielbiałam. Nigdy nie miałam jej na własność i do tej pory pamiętam to uczucie, gdy odnajdywałam ją na bibliotecznych półkach. A to graniczyło z cudem - egzemplarz był jeden, w wypożyczeniu prawie non stop. Potrafiłam docenić to szczęście.
Rozdział o urodzinach Lisy był moim ulubionym. I Mili też się stał! Coś w nim musi być :-)
Ilustracja z książki:


Kopia tegoż made by Mila:


To jest nasz Top Five.


Kochamy czytać!

a jeszcze dodatkowo kocham kupować książki dla Mili...