piątek, 22 listopada 2013

Kamyki na lustrze

Kilka dobrych dni nie było nas widać, bo zajmowałyśmy się chorowaniem - na zmianę. 
Teraz już przestałyśmy (chyba), i czym prędzej dzielimy się tym, co robiłyśmy przez ten czas.

Czas jakiś temu na jednym z obserwowanych przeze mnie blogów zobaczyłam małe lusterka.
Bardzo mi się to spodobało i pomyślałam, że takie lusterko to może być pomysł na różne fajne zabawy. 

Przy najbliższej bytności w OBI nabyłam tzw. flizę lustrzaną. Czyli dokładnie to, o co mi chodziło - taflę lustra bez żadnych ozdobników, niepotrzebnie podnoszących cenę. Nasza kosztowała złotych paręnaście.
Na innej półce stały sobie - jakby na zamówienie - szklane kamyki w rozmaitych kolorach (możliwość wyboru zatrzymała mnie przy tej półce jakiś kwadrans....). Zakupiłam beżowe.
W domu rozpakowałam zakupy, dodałam drewniane kółeczka (o zastosowaniu których pisałam Tutaj), a także przełamane na pół patyczki do szaszłyków.

Na tapecie - nieśmiertelne kwiatki :-)




Potem dodałyśmy jeszcze inne elementy.


A jak nam się znudziły kwiatki (bo takie chwile jednak w końcu przychodzą), to przykleiłam na lusterku dwa ruchome oczka. A Mili dałam szminkę.
Pomalowałyśmy usta i Mila pocałowała lustro :-)



Na tej bazie Mila zaczęła układać postać.




Taka dziewczynka z tego wyszła.


Jestem bardzo zadowolona z zakupu lusterka. A pomysłów na nie mam jeszcze wiele.
Tylko dlaczego ciągle czasu brak...?


czwartek, 14 listopada 2013

Jesienne drzewo

Wczoraj zrobiłyśmy jesienne drzewo, na które zamierzałam się już od kilku dni (i o którym pisałam w PSie do poprzedniego posta).
Jesienne - a dokładniej listopadowe, bo z opadającymi liśćmi.
Podejrzane (od kuchni) na szkoleniu o dekoracjach okazjonalnych :-)

Na zielonym kartonie Mila przykleiła kawałki papierowej wstążki. 


W ten sposób powstało drzewo, o takie:


Potem kawałki puzzli malowałyśmy na kolory jesiennych liści. To świetny sposób na zużycie zdekompletowanych puzzli. 

U nas akurat wszystkie były kompletne. Cóż - już nie są :-)

Malowałyśmy gąbczastymi pędzelkami - dobry pomysł w tym przypadku. 


Malujemy oczywiście po lewej stronie (czyli rewers), wtedy rysuneczki nie przebijają przez farbę, a ona szybciej wysycha.

Jak już wyschnie, smarujemy je klejem i przyklejamy, gdzie nam się podoba.
Mili podobało się na gałęziach, na ziemi i w powietrzu.


Takie właśnie drzewko powstało:


Pomysł na wykorzystanie puzzli świetny, wykonanie proste i szybkie.
Na wiosnę pewnie zrobimy wiosenne drzewo :-)




sobota, 9 listopada 2013

Makulatura

Przedszkole Mili uczestnicy w akcji "Hura Makulatura". 
Jak się łatwo domyślić, chodzi o zbiórkę niepotrzebnych papierzysków. Co jak najbardziej nam odpowiada, bo w końcu jest jakiś pomysł na ulotki i gazetki, kipiące z pojemnika (na takowe) na naszej klatce schodowej. 

Ale oczywiście nie mogłyśmy tak tylko po prostu zanosić do przedszkola. Mila musiała wiedzieć, co robi. To znaczy - ja uznałam, że musi wiedzieć, co robi :-) Po co to wszystko i jaki w tym sens. Że papier, że z drzewa, że lasy, że...

Zorganizowałam przedsięwzięcie pod tytułem "Jesienne drzewo".
Żeby łatwiej było powiązać zbiórkę makulatury z drzewami.

Gazetkę reklamową podarłyśmy na paski.



Które namoczyłyśmy w wodzie.


Potem rozmiękniętymi paskami Mila okleiła rolkę po ręcznikach papierowych. 


Wyszło to tak i zostało pozostawione do wyschnięcia na całą noc. Z częścią rury od odkurzacza w środku, żeby się nie odkształciło.


Kolejnego dnia  znowu makulatura poszła w ruch: gazetka została zgnieciona w kulę, a następnie...


...wklejona w naszą rolkę. To znaczy się, przepraszam - w pień naszego drzewa :-)

Nie - nie było tak nudno, że zasypiała. Po prostu mrugnęła. Li i jedynie.
Potem wyciągnęłyśmy liście, zebrane na naszych spacerach.
Mila smarowała je klejem i przylepiała na naszym recycklingowym  drzewie.


Wyszło świetnie.
Całkowicie z odzysku.


Drzewo zamieszkało w lesie, o którego powstaniu można przeczytać Tutaj. Pod niebem, o którym można przeczytać Tutaj :-)


Uwielbiamy recycling. Obydwie. 
Najpierw sama oglądam każdego śmiecia przed wyrzuceniem, potem robi to jeszcze moja córka (jeśli nieopatrznie zdradzę się z tym, że zakwalifikowałam do wyrzucenia). Do czego to doszło - czasem jak coś wyrzucam do kosza, to muszę przykryć innymi śmieciami, żeby córka nie widziała...



PS Już czeka na realizację plan na kolejne jesienne drzewo - tym razem podejrzany na pewnym szkoleniu... :-)


środa, 6 listopada 2013

Akcja Znicz

W dzień zaduszny zabrałam Milę na cmentarz wieczorem. Sama pamiętałam z dzieciństwa, jak lubiłam tam chodzić już po zapadnięciu zmroku. Oczywiście tylko w święto, kiedy na grobach stoi mnóstwo zapalonych zniczy. O nocnych spacerach po ciemnych cmentarzach nigdy nie było i nie będzie mowy :-)

Rozświetlony cmentarz zachwycił Milę. 
Do tego stopnia, że od tamtej pory musimy codziennie odwiedzać cmentarz, który mijamy w drodze z przedszkola do samochodu.  Jutro już chyba zaprotestuję, bo światełek na grobach coraz mniej i chęć przekraczania ciemnej bramy jakoś we mnie słabnie....

No i nie dało rady inaczej - musiałyśmy zrobić znicz. 

Słoik (po miodzie jak się zdaje) okręciłyśmy bibułką. Musiała być fioletowa, a jakże. Inny znicz (niż fioletowy) nie miałby racji bytu.


Kolorową (czyt. fioletową) kartkę papieru zgięłam na pół, nieco przycięłam i narysowałam płotek. 
Mila za zadanie dostała ponacinać kartkę wzdłuż sztachetek :-)


Ponacinała nawet całkiem równo, ale cichaczem poprawiłam nieco, bo nacięcia były zbyt rzadko i efekt byłby marny.

Rozłożyłyśmy kartkę i okręciłyśmy nią słoik.
 

Do środka wstawiłyśmy świeczkę.

Zapaliłyśmy nasz znicz, zgasiłyśmy światło i podziwiałyśmy...


Bardzo proste, a naprawdę efektowne. Może trochę musztarda po obiedzie, ale cóż... - u nas akurat potrzeba pojawiła się teraz.

Nie jestem specjalistką od nocnych zdjęć, dlatego lepiej samemu zrobić i oglądać w realu niż na moim zdjęciu :-)



niedziela, 3 listopada 2013

...

Kończy się weekend zaduszny.  

Nie robiłyśmy z Milą strasznych potworów z dyni, czarnych nietoperzy i przerażających masek....


Ten czas był pełen smutku, refleksji, rozmów... Odwiedzania cmentarzy, zapalania zniczy.


Byliśmy na grobach osób nam najbliższych - babci, dziadka, których Mila nie miała szansy poznać, bo zmarli jeszcze przed jej urodzeniem. I na grobach innych bliskich nam osób. A także tych, których tylko znaliśmy. 

Myślami byliśmy przy tych, których straciliśmy. Nawet, jeśli nie mają swojego miejsca na żadnym cmentarzu.

Byliśmy też w miejscach pamięci wielkich tragedii - pomnik dzieci Zamojszczyzny na siedleckim cmentarzu to miejsce, które odwiedzam zawsze i nad którym nigdy nie potrafię powstrzymać łez.

Mila dużo pyta na temat śmierci, a my staramy się rozmawiać z nią o tym szczerze. Tłumaczymy, o ile sami potrafimy zrozumieć.