W dzień zaduszny zabrałam Milę na cmentarz wieczorem. Sama pamiętałam z dzieciństwa, jak lubiłam tam chodzić już po zapadnięciu zmroku. Oczywiście tylko w święto, kiedy na grobach stoi mnóstwo zapalonych zniczy. O nocnych spacerach po ciemnych cmentarzach nigdy nie było i nie będzie mowy :-)
Rozświetlony cmentarz zachwycił Milę.
Do tego stopnia, że od tamtej pory musimy codziennie odwiedzać cmentarz, który mijamy w drodze z przedszkola do samochodu. Jutro już chyba zaprotestuję, bo światełek na grobach coraz mniej i chęć przekraczania ciemnej bramy jakoś we mnie słabnie....
No i nie dało rady inaczej - musiałyśmy zrobić znicz.
Słoik (po miodzie jak się zdaje) okręciłyśmy bibułką. Musiała być fioletowa, a jakże. Inny znicz (niż fioletowy) nie miałby racji bytu.
Kolorową (czyt. fioletową) kartkę papieru zgięłam na pół, nieco przycięłam i narysowałam płotek.
Mila za zadanie dostała ponacinać kartkę wzdłuż sztachetek :-)
Ponacinała nawet całkiem równo, ale cichaczem poprawiłam nieco, bo nacięcia były zbyt rzadko i efekt byłby marny.
Rozłożyłyśmy kartkę i okręciłyśmy nią słoik.
Do środka wstawiłyśmy świeczkę.
Zapaliłyśmy nasz znicz, zgasiłyśmy światło i podziwiałyśmy...
Bardzo proste, a naprawdę efektowne. Może trochę musztarda po obiedzie, ale cóż... - u nas akurat potrzeba pojawiła się teraz.
Nie jestem specjalistką od nocnych zdjęć, dlatego lepiej samemu zrobić i oglądać w realu niż na moim zdjęciu :-)
Warto pamiętać o bliskich nawet poprzez zabawę.
OdpowiedzUsuńTaaaak to racja cmentarze w czasie świąt są naprawdę wyjątkowo piękne. Szczególnie po zmroku gdy setki świateł rozświetla groby. Klimat niesamowity i też można wpaść w niesamowitą zadumę i myśli o naszych zmarłych członkach rodziny
OdpowiedzUsuń