środa, 27 maja 2015

Masa papierowa - kolejna odsłona

Działania z masą papierową już pokazywałam - Tutaj, Tutaj i Tutaj.

Zabawa taką robioną własnoręcznie polegała dotąd na ciapaniu się w niej bez jakiegoś określonego celu.

Tym razem masa powstała nam jakby przypadkiem.

Zaczęło się od tego, że Mila zapragnęła zobaczyć, co jest w środku pieluszki. Tak całkiem w środku, bo co jest w takiej zdejmowanej z Maciusia to ogląda dość często ;-)

Już kiedyś miała okazję rozbebeszyć pampersa, ale było to dość dawno i nie pamiętała. (dla przypomnienia - Tutaj).

Tym razem foto nie robiłam, bo nie zapowiadało się na zabawę godną uwiecznienia. Ale tak krok za krokiem...
Najpierw nalała konewką wody do pieluchy - zmieściło się dużo. Potem rozcięła ją i wybebeszyła wnętrzności do miski. Zaczęła się w tym ciapać, dodając wody. Potem wpadła na pomysł dodania papieru. Na zasadzie "ciekawe, co będzie...". No i okazało się, że była masa papierowa, którą aż żal było zmarnować.

No to zmiksowałyśmy, odcedziłyśmy, dodałyśmy kleju do tapet i wzięłyśmy się do roboty.


W pudełkach po lekarstwach wycięłam otwory imitujące okna i drzwi. 


Obłożyłyśmy je masą i w ten sposób powstały nam dwa domki.


Nie wyczerpało to zasobów masy, więc działałyśmy dalej. Mila zażyczyła sobie ulepienie baletnicy. Wycięłam więc postać z tekturki, bo - jak wiadomo - masą papierową lepiej się obkleja coś trwałego, niż lepi tylko z niej.
Mila zaczęła nakładać masę.


I powstała całkiem zgrabna baletnica.


Odłożyłyśmy nasze twory do wyschnięcia.

I gdzieś tak około 4 nad ranem, kiedy nieświadomy niczego Maciejek oddawał się konsumpcji, raziło mnie jak gromem, że ta masa nie da rady wyschnąć! Przecież tam jest ten hydrożel z pieluchy! Który wchłonął mnóstwo wody! Cała robota na nic!

Ale....
Gdy wstałam rano, pomacałam naszą baletnicę. Hmmm... Nie wydawała się już taka przesiąknięta wodą, jak poprzedniego dnia. "Dajmy jej czas". - pomyślałam. 

I okazało się, że po kilku dniach baletnica pięknie wyschła! Nie wiem, jak to się stało, ale jednak. Może to kwestia zmiksowania tego hydrożelu...?
Tak czy owak przystąpiłyśmy do malowania. Użyłyśmy farbek, które kupiłam przed Wielkanocą w celu malowania pisanek (maja podstawkę ze specjalnym uchwytem na jajko). Projekt co prawda nie doczekał się realizacji, ale farbki nam służą, bo mają wesolutkie kolory.


Baletnica dostała jeszcze włoski z włóczki, przyklejane oczka, różyczkę do paska i patyczek, żeby było łatwiej się nią bawić.
 

Mila była baaaardzo zadowolona z efektu i baaaardzo rozczarowana, jak powiedziałam, że baletnica musi leżakować co najmniej do dnia następnego, bo malowanie niebezpiecznie rozmiękczyło masę. Już nie może się doczekać zabawy nią.
A mi chodzi po głowie zrobienie jeszcze kilku postaci i zmajstrowanie jakiegoś teatrzyku....
Zobaczymy, jak to będzie z realizacją. Bo pomysłów dużo, tylko z czasem gorzej....

A te domki to część większego projektu, na który zamierzam się w niedalekiej przyszłości. Dam znać, jak uda się zrealizować :-)



poniedziałek, 18 maja 2015

Jak nam idzie czytanie

Oczywiście mam na myśli naukę czytania Emilkowego. Co prawda jej uwaga w tej chwili przeniosła się raczej na matematykę, ale czytanie nadal jest lubiane.

Zaczynałyśmy od metody czytania globalnego Domana, potem poznawałyśmy pojedyncze literki, ostatnio uczyłyśmy się czytać metodą sylabową (o tych wszystkich zmaganiach można sobie poczytać, klikając etykietę "czytanie" na dole strony).

A takie są efekty nauki:


Daleko nam jeszcze do samodzielnego czytania książek, ale my raczej "chwytamy chwile", niż "osiągamy cele", bo takich sobie nie stawiamy. Będzie chciała - nauczy się. Nie będzie chciała - też się nauczy, tylko trochę później :-)




piątek, 15 maja 2015

Czarno-biało cd.

Maciuś przepotwornie nie lubi pielęgnacji po kąpieli. Płacz zaczyna się na ogół zaraz po wyciągnięciu z wanienki. Jeśli uda się go utulić, płacz rozpoczyna się po odłożeniu (jeszcze nie opanowałam dokonywania czynności pielęgnacyjnych trzymając dziecko na rękach, ale chyba wszystko przede mną).
Chyba nie muszę pisać, że jest to trochę niefajne. Różnych rzeczy próbuję, żeby to zmienić, ale jakoś nic się nie sprawdza. Pomyślałam, że może spróbuję jakoś odwrócić jego uwagę.

Jakiś czas temu kupiłam filcowe podkładki w dwóch - jedynie słusznych - kolorach. Po cenach promocyjnych :-)



Krótka chwilka i powstało coś takiego:



Zawisły na ścianie w łazience, przyklejone na plastelinowy klej, żeby mieć pole manewru, gdyby miejsce okazało się nietrafione.

 
Maciusiowi przypadły do gustu i lubi sobie na nie popatrzeć. Przed kąpielą.

 
 
A po?
Również.
O ile uda mi się sprawić, że otworzy zaciśnięte od płaczu powieki......
:-(

Wszelkie patenty na taką sytuację chętnie przyjmę.....



 


 

niedziela, 10 maja 2015

Coś na szybko

I nie chodzi o obiad czy inną przekąskę :-)

Mowa o zabawie na szybko, gdy starsze oczekuje zabawienia, a młodsze wisi na rękach, bo akurat humoru brak.

Zabawa jest możliwa na szybko, o ile ma się pewne zasoby. W tym wypadku - kolorowego ryżu.
My miałyśmy. Może nie w powalającej ilości, ale wystarczyło.

Do miseczki wsypałyśmy kolorowe ziarenka. Tak naprawdę to może być cokolwiek - jakaś gruba kasza, ziarna a nawet kulki hydrożelowe (to wykorzystam następnym razem, bo też mamy).
Następnie włożyłam do niego kilka drobiazgów.



Wymieszałam i poprosiłam Milę o odnalezienie wszystkich przedmiotów.

 
Poszło piorunem. Zabawa pewnie byłaby ciekawsza, gdyby ryżu było więcej.

 
Ale ponieważ musiałyśmy zadowolić się taką ilością, jaką miałyśmy, zaczęłam kombinować z ukrywanymi przedmiotami.

Tym razem ukryłam w ryżu koraliki. Szukanie trwało troszkę dłużej, ale też udało się wszystkie odnaleźć.

 
 
 
Potem chciałam wybrać mniejsze koraliki, ale musiałyśmy przerwać zabawę, bo młodsze miało wyjątkowo zły dzień.... Ale na pewno jeszcze do tego wrócimy :-)



niedziela, 3 maja 2015

Czarno-biało

Okres noworodkowy zamknęliśmy. Maciuś stał się niemowlęciem. Nie ma już tego błędnego spojrzenia, zauważa coraz więcej rzeczy, zatrzymuje wzrok na ciekawiących go rzeczach.
Uznałam, że czas zacząć organizować jego otoczenie.

Podłogę w kąciku pokoju wyściełałam miękką, piankową matą. Założenie jest takie, że Maciuś będzie sobie na niej leżał i wpatrywał się w to, co mama mu podsunie :-) Do wpatrywania się na pierwszy ogień poszła szachownica.

Jak powstała?

Dość długo zastanawiałam się, skąd wziąć płachtę z wzorem szachownicy o dużych polach. W końcu z pomocą przyszedł - jak to często bywa u nas - sklep budowlany. Kupiłam w nim trzy kawałki okleiny - czarną, białą i wzorzystą. 

 
Białą pocięłam na kwadraty, które ponaklejałam na czarną.

 
Powstała szachownica, którą następnie nakleiłam na sklejkę (a miałam ją stąd).
Nawet udało mi się niczego nie schrzanić przy tej robocie, byłam z siebie dumna ;-)

 
Kącik zaczął wyglądać tak:

 
 
 
 
I Maciuś od czasu do czasu sobie leży i grzecznie się wpatruje. Jak to miło, gdy wszystko idzie zgodnie z planem.... ;-)

Oczywiście chwile koncentracji nie są długie, ale myślę, że te 5-10 minut skupionej obserwacji, na które sobie pozwala, to chyba niezłe osiągnięcie jak na miesięczniaka.

 
 
Jak wiadomo, dzieci lubią kontrasty. Nie dla nich pastelowe kolorki - po prostu ich nie zauważą. Na tym etapie, rzecz jasna.

Wzorzysta okleina powędrowała na bok szafki stojącej obok przewijaka. Ten ostatni nie jest w tej chwili często używany, i dobrze, bo taki wzór to trochę wyższa szkoła jazdy i właściwie punkt wyjścia do innych działań. Ale o tym potem - jak przyjdzie na to czas.



Nawet Mila przejęła się stymulacją zmysłu wzroku braciszka i przygotowała dla niego obrazek - kartkę z kształtami. Prezentuje mu ją kilka razy dziennie. I bardzo się cieszy, bo Maciuś patrzy :-)



Ciąg dalszy nastąpi... ;-)