sobota, 17 grudnia 2016

Zawieszki z opakowań

Dzisiaj kończyłyśmy zaczęte wczoraj zadanie adwentowe. Od razu przewidziane było na dwa dni, bo prace rękodzielnicze wymagają czasu, a z tym u nas krucho. 

Zrobiłyśmy zawieszki na choinkę. Wykorzystałyśmy do tego denka opakowań po serze białym (takim z Lidla).


Najpierw zrobiłyśmy dziurki do przewleczenia sznureczków. 


Potem wycięłyśmy świąteczne wzory z serwetek papierowych.



To wszystko wczoraj.
Na dzisiaj zostawiłyśmy działania z klejem. 
Rozwodnionym klejem wikolowym smarowałyśmy denka, wkładałyśmy wycięty wzór i smarowałyśmy go klejem.


Potem nakładałyśmy klej na obrzeża denka i obsypywałyśmy styropianowymi kulkami. 


Wyszły naprawdę fajne. Ciekawe, czy zmieszczą się na naszej choince :-)




niedziela, 27 listopada 2016

Anioły z porcelany

Rozpoczął się adwent, na ścianie zawisnął nasz kalendarz. Ten sam, co rok temu i dwa lata temu Tutaj.
Dzisiaj Mila otworzyła pierwszy domek.
A tam zadanie - "aniołki z zimnej porcelany".

Taką bowiem masę plastyczna napotkałam ostatnio - niestety, tylko wirtualnie.

Przepisów w necie można znaleźć wiele, ja oczywiście wybrałam jeden z tych najłatwiejszych.

1 miarka maki/skrobi ziemniaczanej
1 miarka kleju Wikol
2 łyżki soku z cytryny
2 łyżki oliwki

Wszystko wymieszać w misce.

Tak też uczyniłyśmy.
 

Tych, którzy chcieliby skorzystać z przepisu, przestrzegam - trzeba mieszać łyżką, aż masa stanie się plastyczna. Dopiero wtedy można dokończyć wyrabianie rękami i to po uprzednim porządnym ich naoliwieniu. Masa klei się do rąk, szczególnie świeża.

No i zaczęłyśmy lepienie.


Przydały się foremki do ciasteczek (jak Tutaj).


Przy łączeniu poszczególnych elementów warto zwilżyć je wodą.


A gdy zostało już malutko masy, to jeszcze popełniłyśmy takie różyczki na listku.


Tak sobie teraz patrzę na te nasze aniołki, które schną.... chyba zbyt jednak rzadka ta nasza masa wyszła, bo wytwory tracą na wyrazistości. Może trzeba je będzie pomalować, żeby był lepszy efekt. Ale to się jeszcze zobaczy. 



niedziela, 20 listopada 2016

Magnetyczne motylki

Wczoraj zrobiłyśmy dla Maciusia motylki.
Wydrukowałam ich kilka, a Emilka pokolorowała im skrzydełka z moim zastrzeżeniem, że motylki muszą znacznie różnić się od siebie kolorystycznie. 




Potem wycięłyśmy je i zalaminowałyśmy. A potem znowu wycięłyśmy.



Każdego motylka Mila przecięła na pół, dokładnie wzdłuż tułowia.
Następnie taśmą dwustronną przykleiłyśmy do lewej strony kawałki magnesów.


Maciuś dostał motylki (najpierw dwa) na swoją tabliczkę magnetyczną. Jego zadaniem było dopasowanie pasujących skrzydełek i złożenie motyli w całość. 


Się udało :-)


Motylki zamieszkały na naszej lodówce, gdzie w każdej chwili można się nimi pobawić.




niedziela, 9 października 2016

Prawie witraż

Mamy w domu wielką płachtę grubej folii (kupionej kiedyś z metra w sklepie ogrodniczym).
Odcięłam dzisiaj od niej kawał wielkości skrzydła okiennego. Taśmą przymocowałam ją do szyby w pokoju Emilki.




Potem wyjęłam farby, pędzle i fartuch do malowania po czym zaprosiłam Milę do tak zorganizowanego warsztatu. A ona już skakała podekscytowana, co to będzie.
A to było malowanie witrażu. Prawie witrażu.



Jakoś nie zdecydowałam się na malowanie bezpośrednio na oknie. Zniechęciła mnie wizja zmywania i sprzątania. Uznałam, że z folią będzie dużo prościej.

W sumie to spodziewałam się lepszego efektu. Specjalnie wyjęłam farby akrylowe, bo nasze tempery wydały mi się zbyt płynne i za mało kryjące. Ale efektu wow! nie było. To znaczy - dla mnie. Dla Emilki był :-)





Gdy zamalowała już całe okno, przypomniałam sobie, że mamy przecież specjalne farby do malowania na szkle! Ale nie ma tego złego - była okazja do zaklejenia drugiego okna :-)



Ostatecznie okazało się, że specjalne witrażowe farby prezentują się dużo gorzej - są blade i ledwo widoczne. Ale Emilce to nie przeszkadzało. Spędziła na tym malowaniu prawie trzy godziny :-)



No i kiedy ona pozwoli zdjąć tę folię??


PS Dopiero teraz, pisząc tego posta, uświadomiłam sobie jedną rzecz - powinnyśmy malować z dodatkiem mydła w płynie! Przecież wtedy farby dużo lepiej się rozprowadzają! Jak mogłam o tym zapomnieć....


poniedziałek, 3 października 2016

Pierwsze malowanie

Maciuś wczoraj przeszedł artystyczną inicjację :-)
Zrobiłam dla niego farby do malowania rączkami.

Kiedyś już takowe popełniłam Tutaj

Ale postanowiłam poszukać innego przepisu, bo:
  1. Efekt użycia tamtych mi się nie podobał.
  2. Tamte nie były jadalne.
  3. Punkt widzenia w kwestii prostoty przepisu zmienia się w zależności od ilości posiadanych dzieci.

Tym razem wykorzystałam przepis najprostszy na świecie.

Kupiłam jogurt grecki.
Ponakładałam po trochu do formy muffinkowej i wymieszałam z barwnikami (spożywczymi!). Kolory ok, konsystencja ok, szybkość przygotowania bezkonkurencyjna.


Gotowy do użycia produkt został Maciusiowi zaprezentowany w krzesełku. Uznałam, że tak będzie bezpieczniej.

Podszedł do sprawy z dystansem, ale z pełnym skupieniem.
Najpierw tylko patrzył. Włożyłam swój palec i pomazałam kartkę. Spojrzał zdziwiony, ale zrobił to samo. 


Można powiedzieć, że był wręcz zafascynowany. Co jakiś czas spoglądał na mnie, jakby chciał się upewnić, że tak ma to właśnie wyglądać :-)  
I jakoś poszło :-)


Jeść nie próbował. Może więc w końcu dojrzeję do zabaw sensorycznych z fasolą, grochem i innymi łatwopołykalnymi?




niedziela, 2 października 2016

Z dłoni i stóp

Podczas dzisiejszej drzemki Maciusia oddawałyśmy się z Emilką artystycznemu szaleństwu.
Najpierw Mila odcisnęła kilka kolorowych stópek i dłoni, nie wiedząc, co będzie dalej.




A dalej już była tylko wyobraźnia - czyli domalowywałyśmy szczegóły tego, co zobaczyłyśmy w naszych odciskach.


Mila nie miała z tym najmniejszego problemu. Powstały nam piękne obrazy.

Motyl i jastrząb:


Nosorożec:


Dama w baletkach:


Kret wychodzący z kretowiska i Barozaur (koniecznie z drabiną!):


Małpa (chociaż Mila nie dała się przekonać, że nie jest to kolejny kret....) i żyrafa:


Foka, słoń i wielbłąd:


I znowu jastrząb (chociaż ja tu nieprzerwanie widzę kurę):


Dużo radości miałyśmy z tego czasu, spędzonego tylko we dwójkę. Takich chwil ostatnio mamy bardzo mało.

A o tym, co robił Maciuś jak wstał to już może jutro...




czwartek, 21 lipca 2016

Zabawki nie do kupienia

Mało tego czasu ostatnio na wszystko. Nie starcza mi go na pisanie, ale na szczęście wysupłuję jakieś cenne chwile, żeby zmajstrować coś dla dzieci.
Dzisiaj szybki przegląd aktywności Ciusia :-)


Na stojak do filiżanek nawleka kółeczka. Wcześniejszym etapem było nawlekanie na pionowy trzpień, ale to szybko mu się znudziło. Natomiast nawlekanie poziome dużo bardziej go interesuje.




Wkłada patyczki do czyszczenia uszu (które "się rozsypały") do wysokiego pudełeczka.


Przekłada jajeczka z kinderków z jednego słoiczka do drugiego.

Wrzuca spinacze do wysokiej butelki.


Albo do kartonu po soku ze specjalnie w tym celu wyciętymi otworami.


Wyciąga i wpycha szmatki wciśnięte do pudełka po chusteczkach.


Bawi się silikonowymi foremkami i siemieniem lnianym (które wyciąga z szuflady obok) ;-)


Manipuluje przy swojej tablicy (o tym więcej może kiedyś...)


Przyczepia pompony do rzepa, przyklejonego do rantu stolika.



Pompony są świetnym rozwiązaniem, gdy trzeba użyć małych elementów. Wszystkie twarde kulki to niebezpieczeństwo połknięcia, natomiast pompony przełknąć trudno. Maciuś oczywiście pakował je sobie na początku do buzi, ale natychmiast wypluwał z obrzydzeniem. Dlatego bez obaw wykorzystuję je w jego zabawach.

Ponieważ Maciuś pasjonuje się wrzucaniem czegoś do czegoś, postanowiłam zmajstrować mu coś bardziej skomplikowanego.
W sklepie budowlanym kupiłam piankową otulinę do rur. Pocięłam ją na trzy części, które przymocowałam opaskami zaciskowymi do kartonowego pudła.
Pod każdą z rur przymocowałam odcięte denka plastikowych butelek. Jedna z takich butelek posłużyła zresztą do zabawy, akurat na czas konstruowania zabawki, dzięki czemu poszło mi to całkiem sprawnie :-)


Maciuś bez zbędnych tłumaczeń i prezentacji zaczął prawidłowo posługiwać się konstrukcją :-)




Na razie tyle.
Życzymy wszystkim równie przyjemnej zabawy :-)









poniedziałek, 18 lipca 2016

Pachnąca masa

Kilka dni temu zrobiłam dla Mili nową masę plastyczną.

Bardzo prosta w przygotowaniu: mąkę ziemniaczaną wymieszałam z olejkiem do kąpieli. Dla lepszego efektu wizualnego dodałam też czerwonego barwnika.


Z powstałej masy nie da się ulepić nic trwałego. Ale za to wrażenia dotykowe są świetne. Masa jest mięciutka, delikatna, aksamitna.
Do tego ładnie pachnie - to oczywiście zależy od tego, jaki olejek kupimy.



  

Emilka ciapała się już kilka razy i za każdym razem z równym zaangażowaniem :-)