Działania z masą papierową już pokazywałam - Tutaj, Tutaj i Tutaj.
Zabawa taką robioną własnoręcznie polegała dotąd na ciapaniu się w niej bez jakiegoś określonego celu.
Tym razem masa powstała nam jakby przypadkiem.
Zaczęło się od tego, że Mila zapragnęła zobaczyć, co jest w środku pieluszki. Tak całkiem w środku, bo co jest w takiej zdejmowanej z Maciusia to ogląda dość często ;-)
Już kiedyś miała okazję rozbebeszyć pampersa, ale było to dość dawno i nie pamiętała. (dla przypomnienia - Tutaj).
Tym razem foto nie robiłam, bo nie zapowiadało się na zabawę godną uwiecznienia. Ale tak krok za krokiem...
Najpierw nalała konewką wody do pieluchy - zmieściło się dużo. Potem rozcięła ją i wybebeszyła wnętrzności do miski. Zaczęła się w tym ciapać, dodając wody. Potem wpadła na pomysł dodania papieru. Na zasadzie "ciekawe, co będzie...". No i okazało się, że była masa papierowa, którą aż żal było zmarnować.
No to zmiksowałyśmy, odcedziłyśmy, dodałyśmy kleju do tapet i wzięłyśmy się do roboty.
W pudełkach po lekarstwach wycięłam otwory imitujące okna i drzwi.
Obłożyłyśmy je masą i w ten sposób powstały nam dwa domki.
Nie wyczerpało to zasobów masy, więc działałyśmy dalej. Mila zażyczyła sobie ulepienie baletnicy. Wycięłam więc postać z tekturki, bo - jak wiadomo - masą papierową lepiej się obkleja coś trwałego, niż lepi tylko z niej.
Mila zaczęła nakładać masę.
I powstała całkiem zgrabna baletnica.
Odłożyłyśmy nasze twory do wyschnięcia.
I gdzieś tak około 4 nad ranem, kiedy nieświadomy niczego Maciejek oddawał się konsumpcji, raziło mnie jak gromem, że ta masa nie da rady wyschnąć! Przecież tam jest ten hydrożel z pieluchy! Który wchłonął mnóstwo wody! Cała robota na nic!
Ale....
Gdy wstałam rano, pomacałam naszą baletnicę. Hmmm... Nie wydawała się już taka przesiąknięta wodą, jak poprzedniego dnia. "Dajmy jej czas". - pomyślałam.
I okazało się, że po kilku dniach baletnica pięknie wyschła! Nie wiem, jak to się stało, ale jednak. Może to kwestia zmiksowania tego hydrożelu...?
Tak czy owak przystąpiłyśmy do malowania. Użyłyśmy farbek, które kupiłam przed Wielkanocą w celu malowania pisanek (maja podstawkę ze specjalnym uchwytem na jajko). Projekt co prawda nie doczekał się realizacji, ale farbki nam służą, bo mają wesolutkie kolory.
Baletnica dostała jeszcze włoski z włóczki, przyklejane oczka, różyczkę do paska i patyczek, żeby było łatwiej się nią bawić.
Mila była baaaardzo zadowolona z efektu i baaaardzo rozczarowana, jak powiedziałam, że baletnica musi leżakować co najmniej do dnia następnego, bo malowanie niebezpiecznie rozmiękczyło masę. Już nie może się doczekać zabawy nią.
A mi chodzi po głowie zrobienie jeszcze kilku postaci i zmajstrowanie jakiegoś teatrzyku....
Zobaczymy, jak to będzie z realizacją. Bo pomysłów dużo, tylko z czasem gorzej....
A te domki to część większego projektu, na który zamierzam się w niedalekiej przyszłości. Dam znać, jak uda się zrealizować :-)
Do tej pory znana mi była tylko masa solna, musimy koniecznie spróbować wyczarować coś z masy papierowej! Dla dziecka to sama frajda ( i dla dorosłego też:)) pozdrawiam
OdpowiedzUsuńMasa papierowa jest bardzo sympatyczna, polecamy :-)
Usuńwooow nigdy jeszcze o czymś taklim nie słyszałam
OdpowiedzUsuń