Czasami mamy dziwne zahamowania.
Taki przykład:
Byliśmy u znajomych. Zostaliśmy na noc. I na połowę dnia kolejnego.
To - jak wiadomo - implikuje pewne "urodzinnienie" stosunków.
"Masz - obierz jajko" - powiedziała Ania do Emilki, wręczając jej miseczkę i jajko, ugotowane na twardo. I tyle.
Na szczęście się nie odezwałam.
Na szczęście dla mojego dziecka. Ona po prostu wzięła miseczkę i jajko i zaczęła je obierać.
I obrała. Tak po prostu.
Jak sobie pomyślę, jak ja bym się do tego zabrała, to aż mnie ...
Po pierwsze: uznałabym, że jeszcze nie umie, popsuje i tyle.
Po drugie: jakbym już jakimś cudem uznała, że można spróbować, to samą czynność poprzedziłoby teoretyczne tłumaczenie, co należy zrobić i jak nie należy robić, żeby dobrze zrobić to, co się robi.
Po trzecie: Obranie jajka zaczęłoby się od - co najmniej! - trzymania za rączki, żeby aby na pewno dobrze obrały.
O zgrozo..! Nie dorosłam jeszcze do metody Montessori....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz...