Staram się tutaj o różnorodność bo uważam, że wrażeń dotykowych nigdy za wiele.
O niektórych z nich można przeczytać: Tutaj, Tutaj, Tutaj, Tutaj, Tutaj i Tutaj.
A okoliczności są sprzyjające - Mila chora, więc przeżyć przedszkolnych brak. Możemy więc podziałać trochę w domu.
A propos przedszkola.... Entuzjazm na temat przedszkola, o którym pisałam Tutaj nieco osłabł. W dużej mierze spowodowane zostało to przez konieczność pozostawania w innej sali, jeśli przyprowadzana jest przed 8:00. Aż tu nagle, po kilku dniach nieobecności w przedszkolu, Mila oświadczyła nagle, że już się stęskniła i chciałaby pójść :-)
Ad rem - przygotowałam galaretkę.
W dwóch kolorach. Napełniłam nasze silikonowe foremki do lodu, a także trzy miseczki.
No i dałam Mili.
Ona dobrała sobie akcesoria.
W swojej naiwności myślałam, że może połakomi się i zje trochę, ale gdzie tam... Przecież czuć owocem na kilometr...
Nie, żebym uważała, że galaretka jakaś super zdrowa jest, ale zawsze byłby to może krok do spożywania owoców.... w jakiejś formie...
Ok, zaproponowałam, padło stanowcze "Nie!", zatem
pozostała zabawa.
A ta była przednia.
Tradycyjnie do zabawy włączyły się figurki, które odbywały kąpiele w galaretce niczym Kleopatra w oślim mleku. Galaretkowe spa po prostu.
Jak łatwo się domyślić, z galaretki pozostały strzępy.
Nie ma tego złego - cichcem zebrałam je do miseczki.
Kot myślał, że może dla niego, ale mylił się.
Wstawiłam do zamrażarki.
Żeby wyjąć pewnego słonecznego dnia.
Galaretką zamrożoną też można się fajnie bawić :-)
to takie fajniste jak się mamie chce :)
OdpowiedzUsuńa jakie frustrujące, że czasu brakuje na to wszystko co się chce i mogłoby zrobić....
UsuńNo proszę... niby zwykła galaretka a jaką Dziecko ma frajdę :)
OdpowiedzUsuńCzęsto te najprostsze rzeczy są najfajniejsze :-)
Usuń