Jak już niektórzy wiedzą, pójście Mili do przedszkola jest u nas wydarzeniem, do którego się starannie przygotowywaliśmy. O tym można było przeczytać Tutaj.
Dzisiaj nastąpił ten wielki dzień i nie mogę sobie odmówić krótkiego komentarza.
Jak się okazało, międlenie tematu przedszkola przez kilka miesięcy dało efekty.
Mila weszła do przedszkola radośnie, tak samo powędrowała z nami do salki na piętrze, gdzie od razu nawiązawszy kontakt z Panią (skądinąd bardzo sympatyczną) powędrowała na oględziny sali. Buziak na pożegnanie otrzymałam już w pewnym roztargnieniu i pośpiechu.
Została w przedszkolu do 13-tej. Tata zastał ją przy zabawie, a następnie nie był w stanie przerwać słowotoku, który popłynął z ust córeczki, gdy zaczęła opowiadać, co robiła i jak się bawiła.
I nawet obiad zjadła, mimo że na talerzu z mięsem i ziemniakami leżały również pomidory (a to na ogół dyskwalifikuje posiłek w całości). Ale to pewnie dlatego, że bardzo głodna była, bo śniadanie zdyskwalifikowane zostało przez rzodkiewkę, leżącą na każdej kanapce...
Pewnie jeszcze trochę za wcześnie na otrąbienie sukcesu, ale i tak bardzo się cieszę, że nie było koszmaru dnia pierwszego.
Jutro też chce iść :-)
To ją zaprowadzimy, a co.
To świetnie... Oby dalej tez tak było :)
OdpowiedzUsuńBrawo dla Mili :)
OdpowiedzUsuńFantastycznie. Brawo!!!
OdpowiedzUsuńsuperowo :)
OdpowiedzUsuń