Od pewnego czasu Mila zaczęła bardzo źle znosić rozstania z nami. Objawiało się to długotrwałym płaczem, podczas którego nie można było nawiązać z nią kontaktu. Ponieważ nie wystąpiły żadne nowe okoliczności, które mogłyby spowodować takie reakcje, przyczyny upatrywaliśmy w lękach rozłąkowych.
Zaczęłam się zastanawiać, jak tu Emilce pomóc.
Rozstawać się musiałyśmy i tego zmienić nie mogłam.
Postanowiłam (jak w każdej prawie sytuacji problemowej) poszukać rozwiązania w literaturze.
Podpytałam, porozglądałam się w sieci i .... nie znalazłam nic odpowiedniego.
Emilka ma dopiero trzy lata (a opisywany problem zaczął się już jakiś czas temu) i obawiałam się, że trudno będzie jej się utożsamić z bohaterką, która jest - na przykład - zwierzątkiem. A takie rozwiązanie stosowane jest w większości bajek terapeutycznych.
Pomyślałam, że nie ma rady - trzeba stworzyć coś samemu.
Za wzór obrałam sobie bajeczkę Marii Molickiej "Zuzi-Buzi".
Najpierw przeczytałam ją Emilce w oryginale, ale to nie był dobry pomysł. Bajka jest skierowana do starszych dzieci, język momentami jest dość trudny a opisana w bajce sytuacja nie do końca adekwatna do naszej.
Napisałam więc swoją bajkę.
Nie zmieniłam imienia głównej bohaterki, bo Emilka je zapamiętała i co jakiś czas domagała się książeczki o Zuzi-Buzi.
Panią Molicką więc przepraszam za to zapożyczenie. Zrobiłam to na użytek własny, więc mam nadzieję, że zbytniego naruszenia praw autorskich nie dokonałam :-)
Książeczka wyszła mi tak:
Tekst opatrzyłam ilustracjami znalezionymi w internecie.
Bajeczka rozpoczyna się tak:
"W pewnym małym mieście
mieszkała sobie rodzina: mama, tata i ich córeczka, nazywana przez rodziców
Zuzi-Buzi, ponieważ mama i tata bardzo lubili dawać jej buziaki. Zuzi-Buzi
bardzo lubiła się przytulać do swoich rodziców. A oni bardzo lubili przytulać Zuzi-
Buzi."
Niemal żywcem przepisana z oryginału. Ale potem idę już inną drogą.
Najpierw mama budzi Zuzi-Buzi rano, razem się szykują, wychodzą i jadą do babci. Tam mama zostawia córeczkę i idzie do pracy, a Zuzi-Buzi zaczyna płakać. I tak dalej.
Stwierdziłam, że dla Mili opowiadanie musi dokładnie opisywać taką sytuację, w jakiej ona faktycznie się znajduje. Jest jeszcze zbyt mała, żeby stwierdzić, że to właśnie o niej, a na tyle duża, żeby dostrzec podobieństwa i utożsamić się z bohaterką.
Przedsięwzięcie chyba się udało - płacze ustały.
Chociaż trudno z całą pewnością stwierdzić, że akurat książeczka była tego przyczyną, ponieważ równocześnie dużo z Milą rozmawialiśmy na ten temat. Prawdopodobnie zadziałało wszystko razem.
Najważniejsze, że Mila zaczęła lepiej znosić rozstania z rodzicami.
Bardzo dobry pomysł z tymi bajkami. Ja też stosuję podobną metodę jak mam problem. Kiedyś na blogu pisałam o takich książeczkach.
OdpowiedzUsuńTeż uważam, że to dobry pomysł. My mamy z naszą dwulatką ogromny problem taki, że o wszystko, wszystko jest krzyk, złość ogromna, bunt. Nie wiemy już jak jej pomóc. Książki uwielbia. Czy jest jakaś pozycja, którą moglibyśmy wykorzystać?
OdpowiedzUsuńO książeczce na temat buntów pisałam tutaj: http://mamamili.blogspot.com/2013/01/ksiazka-bunty.html
UsuńMoże u Was się sprawdzi?
A czy książeczkę można dostać na adres @ ??
OdpowiedzUsuńCzasu mi brak na redakcję
Pomysł podoba mi się bardzo
Pozdrawiam
Oczywiście - podaj adres.
Usuńiwcia7@wp.pl
Usuńbardzo dziękuję
Niedawno znalazlam Twoj blog. Czytam go teraz codziennie i jestem pełna podziwu dla Twojej kreatywności i organizacji. Niełatwo pracując znaleźć jeszcze czas na tyle ciekawych pomysłów. Brawo ☺
OdpowiedzUsuńMam ogromną prośbę o przesłanie na maila książeczkę. Moja dwulatka jest smutna gdy zostawiam ja w żłobku i nie chce nawet się pożegnać. Iwona.magola@gmail.com
OdpowiedzUsuń