niedziela, 22 września 2013

Kwiatki z butelki


Jak wiadomo, bardzo lubimy malowanie.
W swojej formie tradycyjnej (papier, pędzelek, farba) występuje u nas bardzo często, ale zaszczyt w postaci wpisów blogowych spotyka te niestandardowe, będące wynikiem wiecznych poszukiwań matki (czyli mnie) i chętnej do eksperymentowania córki (czyli Mili).

Kiedyś zachowałam butelkę po małej coli. Wiedziałam, że prędzej czy później się do czegoś przyda.
I patrzcie Państwo - miałam rację.
Spód butelki to charakterystyczny kwiatek...
Chyba nie muszę dodawać nic więcej??

Nie muszę, ale i tak dodam, bo lubię używać słów.
("oj tak" - westchnąłby tutaj mój mąż...)

Najpierw odrysowałyśmy (odmalowałyśmy?) kontur ręki Emilki.
Powstało drzewo.
To znaczy - ja powiedziałam Mili, że powstało drzewo i ona uwierzyła.
I domalowała kwiatki, bo to było kwitnące drzewo.
Może wiśnia.
 

Oczywiście kwiatki domalowała butelką, a dokładnie jej dnem. Maczała ją w farbie, wylanej na tacce i odciskała na kartce papieru.

Dno butelki nie było jednak idealne (chociaż udawało, że jest) i kwiatki gdzieniegdzie trzeba było poprawić pędzelkiem.


 Potem pędzelkiem zostało domalowane otoczenie drzewka, czyli trawka i kwiatki naziemne (w odróżnieniu od nadrzewnych).


Obraz został oczywiście zarchiwizowany. Moja córka ma już takie portfolio, że niedługo chyba zaczniemy startować do galerii na naszej Starówce...



4 komentarze:

Wpisz komentarz...