"Wiosna nadchodzi, córeczko".
"Jak to? Przecież ja jeszcze nie ulepiłam ani jednego bałwana!"
Co prawda, to prawda. Śniegu tej zimy było jak na lekarstwo, a jak już był, to my albo nie mogłyśmy wyjść, albo mróz był i śnieg się kiepsko lepił. Gdybym wtedy wiedziała, że to jedyna okazja na bałwana, to byłabym bardziej uparta, a tak? Zima mija, a bałwanów niet.
No to sobie jakąś namiastkę zorganizowałyśmy. Ponieważ akurat pianki do golenia w domu nie było (a po wymieszaniu tejże z mąką ziemniaczaną wychodzi fajny śnieg), zrobiłyśmy masę solną.
Tradycyjnie - szklanka mąki, szklanka soli i pół szklanki wody. Dodałyśmy też trochę oleju i białego brokatu, żeby się błyszczało, jak śnieg w słońcu.
Mila osobiście zagniatała masę.
Potem wycinałyśmy kształty - kółeczka różnych rozmiarów , renifery i spadające gwiazdy (tak wybrała Emilka).
Najwięcej uwagi poświęciłyśmy bałwankom.
Do części masy dodałyśmy barwników - miałyśmy więc czerwoną na nosy i niebieską na garnki :-)
Do zdobienia użyłyśmy też ziarenek kolorowego pieprzu.
Garnki wycinałyśmy nożem.
Do ozdobienia użyłyśmy też cynamonu - zaczęłyśmy od rogów renifera:
Ale bałwankom też się dostało :-)
Bałwanki i inne zostały pozostawione do wysuszenia w temperaturze pokojowej.
Po części artystycznej nastąpiła - jak zawsze - zabawa w ciapaninę.
Reszta masy, plus woda, plus kakao.
Bałwanowo dziecko zostało usatysfakcjonowane. Chociaż - wiadomo - nie ma to jak bałwan z prawdziwego śniegu....
Może za rok się uda.
Świetna zabawa I śliczne bałwanki.
OdpowiedzUsuńMoja Anka chora to może chętnie polepi i zagniecie ;-)
U nas takie zajęcia świetnie sprawdzają się w czas choróbska.
UsuńTak patrząc na to, jak Twoja córa ugniata ciasto i wycina elementy zapragnęłam stwierdzam, że mam potrzebę zrobienia dobrych ciasteczek :)
OdpowiedzUsuńwww.MartynaG.pl
Tylko wykorzystaj inny przepis na ciasto ;-)
Usuń