No - prawie tydzień.
Wszystkie kąty zostały przez ten czas spenetrowane.
Włączając w to nawet nowy kontener na śmieci :-)
zdjęcie made by tatamili |
Było trochę wycieczek rowerowych po okolicy...
Trochę biegania po trawce "Reymontówki"...
Obłaskawiania koni...
I przytulania rzeźbionych kotków...
No i clou pobytu - ślimaki!
Zaczęło się od tego, że Mila znalazła jednego takiego. Była tym uszczęśliwiona. Ślimak pewnie trochę mniej. Pomyślałam więc, że przydałoby się wymyślić coś, co pogodziłoby rozbieżne potrzeby Mili i ślimaka.
Zrobiłyśmy mu więc domek.
Do pudełka nasypałyśmy piasku, włożyłyśmy kilka kamyków, patyków i dużo, dużo zielonego, żeby ślimak miał się czym pożywiać.
Nasz podopieczny chyba trochę tęsknił za wolnością.
Ale dzielna Mila znalazła mu kompana :-)
I tak dotrwały do końca naszego pobytu. Mila codziennie donosiła nowe listki - te ulubione przez ślimaki.
Aż przyszedł czas pożegnania. I tu okazało się, że dla Emilki wcale nie było oczywiste, że ślimaki nie jadą z nami. Wręcz przeciwnie - zaczęła je pakować do samochodu i ustawiać obok klatki kota. Musiałam negocjować. Na szczęście poszło dość gładko, ale musiałam obiecać jakąś namiastkę hodowli.
Po powrocie do domu zabrałyśmy się za realizację mojej obietnicy.
Dno plastikowego pojemnika wyściełałyśmy... hmmmm... jak to nazwać? Było na dnie prezentowego kosza za słodyczami.
Na tym poukładałyśmy kamienie (przywiezione znad jeziora, o którym było Tutaj).
Dołożyłyśmy też suszone liście.
A potem wyjęłyśmy plastelinę i zaczęłyśmy lepić ślimaki.
Powstała całkiem sympatyczna rodzinka :-)
Która zrobiła się jeszcze ciekawsza po dodaniu prawdziwych muszelek (wzbogaconych o plastelinowe mięczaki).
Mila z namaszczeniem umieściła w domku nowych lokatorów.
korale to podarunek od cioci, z którym Mila prawie się nie rozstaje |
Chyba poczuły się tam dobrze :-)
Potem trzeba było koniecznie nakarmić ślimaki. Przydała się zielona bibułka.
Mila pocięła ją na "trawkę".
I dała ślimaczkom, ile chcieć.
I tak powstała nam domowa hodowla mięczaków.
Bardzo ekologiczna i przyjazna dla otoczenia - nie rozlezie się, jak się spuści z oka :-)
ślikami rewelacja :) super zajęcie miała :)
OdpowiedzUsuńTo prawda - zarówno u dziadka, jak i w domu.
UsuńU nas był ślimak Stefan przez dwa dni, z wielkim bólem mała oddała mu wolność
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńSuper mieć takiego dziadka do którego można pojechać na wakacje :) A ślimaki wyszły bardzo fajne :)
OdpowiedzUsuńMógłby być trochę bliżej, to jeździlibyśmy częściej :(
UsuńU nas też miłośc do ślimaków kwitnie :) Wasze fantastyczne, a te z prawdziwymi muszlami to już całkowicie skradły mi serce :)
OdpowiedzUsuńTo prawda - wyszły jak żywe :-)
UsuńJak moja Dusia zachce kiedyś trzymać ślimaki w domu to skorzystam z pomysłu :)
OdpowiedzUsuńPolecam - Mila niemal codziennie wyciąga plastelinę i lepi nowe ślimaki - tym razem już zupełnie bez mojej pomocy. Niedługo będą się wysypywać z domku :-)
Usuń