Kolano spisało się na medal - zregenerowało się przez noc i nie zabolało dziś ani razu.
Dzisiaj znowu mała pętelka - 20 km. Nie wiemy, ile nadłożyliśmy, bo licznik nie spisał się na medal :-(
Tym razem wybrał się z nami kolega.
Okoliczności przyrody były bardzo podobne do wczorajszych, ale jednak mniej lasu, a więcej pól i - tym samym - kombajnów.
Kombajny to, jakby nie było, wielkie kosiarki i jako takie nie cieszą się wielką sympatią Mili. Nie wiemy dlaczego. Ale udało nam się pod żaden nie wpaść, więc córka była z wycieczki zadowolona.
Przy okazji przejazdu odbyły się krótkie pogadanki na temat warzyw uprawnych i zbóż. Mili został zaprezentowany kłosek pszenicy z ziarenkami, strączek rzepaku z kuleczkami i kwiat kukurydzy. Mila już wie, skąd się bierze mąka. I do czego zużywa się słomę.
A słoma dopisała w dużych ilościach.
Zdobyliśmy szczyt!
Mila hasała jak kozica.
Niestety nie obyło się bez przymusowych przerw w wycieczce.
Chłopaki zmieniali dętkę....
A Mila zbierała kwiatki.
W kasku, którego za nic nie chciała zdjąć.
Wycieczka bardzo fajna. Jako że mieszkamy na terenie wyżyny, trasa rzadko przebiega po równym terenie. Ciągle z górki albo pod górkę. Więc zmęczenia trochę jest ale i satysfakcji z tego też.
Zestaw: rower+fotelik stanowczo przedkładam nad przesiadywanie na placu zabaw pod blokiem....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz...