Ale żeby nie zatracić się w smutku za minionym, popracowaliśmy nad nastrojem.
Tata napełnił wodą miskę i przyniósł świeczki.
Ja przyniosłam łupiny orzechów, papierowe różyczki, których nazwijałam ostatnio trochę i kolorowe folie.
Układaliśmy to wszystko na wodzie.
Układałam ja...
Układała Mila...
I tak sobie nasze światełka pływały pośród różyczek, a my przypatrywaliśmy się, zatopieni w naszych myślach.
I zrobiło się znowu jakby świątecznie...
Chwilo - trwaj.
...
Efekt bardzo fajny, pomysłowa mama z Ciebie :)
OdpowiedzUsuńTutaj akurat Tata Mili zasługuje na tę pochwałę :-)
UsuńRzeczywiście nastrojowo to wygląda :)
OdpowiedzUsuńI tak to właśnie było....
Usuń