Gdy Maciuś miał 4 miesiące lubił międlić sobie w rączkach coś miękkiego. Pomyślałam, że warto to wykorzystać do pobudzania sensorów dotyku.
Wyciągnęłam z garderoby siatę ze szmatkami (w moim domu nic się nie marnuje) i wybrałam takie, które wydały mi się ciekawe pod względem faktury a także koloru.
Okazało się, że w swoich zasobach mam materiały różnej maści: śliskie, sztywne, lejące, kosmate, błyszczące, wzorzyste.
Powycinałam z nich kwadraty, odpowiadające wielkością podkładce pod kubek.
Żeby się nie strzępiło, obrzuciłam brzegi na maszynie do szycia (sprzęt nader rzadko używany przeze mnie).
Ponieważ wyszło tego sporo, postanowiłam uszyć trzy książeczki, zamiast jednej grubej. Pogrupowałam tkaniny tak, aby w każdej książeczce znalazły się różnorodne.
Układając kolejność "stron" również dbałam o to, żeby materiały wywołujące różne wrażenia dotykowe i wzrokowe nie znajdowały się obok siebie.
Tym sposobem wyszły trzy książeczki. Jedna powędrowała do pudła przy macie do zabawy, druga do pudła w sypialni, gdzie Maciuś też często się bawi, a trzecia do mojej torebki :-)
Maciuś podszedł do swoich nowych książeczek z zainteresowaniem. Ogląda, miętoli, smakuje.
Następna książeczka, którą mu zafunduję (jeszcze nie wiem, czy własną pracą, czy wyłożeniem gotówki) będzie tzw. "quiet book", czyli książeczka, przy której można trochę pomanipulować. Ale na to jeszcze mamy trochę czasu :-)
I super, efekt idealny
OdpowiedzUsuńEch... A ja na ogół wyrzucam jakieś skrawki materiałów... Teraz wiem, że warto je trzymać ;-) Super pomysł :-)
OdpowiedzUsuń