Mila dostała swoją pierwsza książeczkę w siódmym miesiącu (okazją były imieniny). Szczerze mówiąc powątpiewałam trochę, czy będzie w stanie skupić się na tekście. Niesłusznie. Mila wysłuchała z wielkim zaciekawieniem i tak zaczęła się wielka miłość, która trwa nieprzerwanie do dziś. Co najmniej raz w miesiącu odwiedzamy bibliotekę, z której wychodzimy z naręczem książek :-)
Będąc w ciąży, zastanawiałam się jakimi sposobami wspierać Emilkę, gdy przestanie już być jedynaczką. Pamiętając jeszcze z jej niemowlęctwa, że w pierwszych miesiącach opieka nad małym dzieckiem sprowadza się do niemal ciągłego karmienia, postanowiłam, że zasadą będzie czytanie jej książek w trakcie pożywiania się Maciusia. Powiem nieskromnie, że lepszego pomysłu mieć nie mogłam. Na porządku dziennym były teksty: "No kiedy znowu będzie karmienie?", "Hurra - karmisz!", "On się chyba jeszcze nie najadł, daj mu drugiego cycusia." :-)
Siłą rzeczy Maciej od początku żywota swego bombardowany był słowem czytanym.
Początkowo zdawał się nie zwracać na to większej uwagi. W miarę dorastania jednak książki Emilki zaczęły go coraz bardziej ciekawić.
Lubił patrzeć sobie na kolorową okładkę, a gdy się znudził przerzucał się na oglądanie literek.
Czas przyszedł w końcu na książeczki dla Maciusia.
Jeszcze w ciąży myślałam, żeby kupić coś z serii "Oczami maluszka", czyli książeczki z czarno-białymi obrazkami. Ale ponieważ kontrastowych bodźców było u nas sporo, jakoś nie znalazło się miejsce dla tych książeczek. Pewnego więc dnia wyciągnęłam pudło ze starymi książeczkami Emilki i wyjęłam te wszystkie Małe krówki, pieski i traktorki.
I zaczęliśmy czytać.
I okazało się, że czteromiesięczne niemowlę jest w stanie w skupieniu wysłuchać kartonowej książeczki i to nie jednej :-)
Mało tego - książeczki ratowały nas w różnych sytuacjach, bo chyba nie ma takiego humoru Maciusia, którego nie poprawiłoby czytanie.
W szpitalu Maciuś miał robione inhalacje 2 razy dziennie. Nie muszę chyba mówić, jak ciężko jest utrzymać półroczne dziecko w maseczce na twarzy przez 6 minut.... Czytanie uratowało sprawę. Po wyjściu ze szpitala musiałam robić mu pięć inhalacji dziennie - nie dałoby się bez czytania :-)
Książeczki leżą sobie na macie Maciusia, obok pudła z zabawkami. Założenie miałam takie, żeby nie udostępniać ich do swobodnej zabawy, ale czasem nie mogę się powstrzymać. Gdy tylko zobaczy je na horyzoncie to będzie tyle się wyginał, tyle stękał i tyle się wyciągał, aż ich dosięgnie. I ogląda, przewraca, obraca... Żadna zabawka nie zajmuje go tak bardzo jak książeczki.
Rośnie nam kolejny mól książkowy.
Muszę go zapisać do
biblioteki :-)
Ja czytam swojemu Jasiowi już teraz, kiedy jest jeszcze w brzuszku. Cudowną sprawą jest przekazanie pasji do czytania swoim dzieciom. :)
OdpowiedzUsuńJa też czytałam Maciusiowi, jak był w brzuchu. Książki Emilki ;-)
UsuńZapomniałaś napisać, źe wkrótce czytanie przy karmieniu straciło sens, bo Maciek zasłuchany zapominał o ssania!
OdpowiedzUsuńA tak :-) Tylko, ze wtedy Maciuś był już starszy i karmienie nie zajmowało już 3/4 dnia, więc nie było dla Mili uciążliwe. A za to zaczęłyśmy czytać przy usypianiu Maciusia na drzemki :-)
UsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńFajne takie rodzinne czytanie, aż się łezka w oku kręci na te zdjęcia z czytającym rodzeństwem. Moja córcia czeka na siostrę. U nas będzie podobna różnica wieku więc mam nadzieję, że i u nas takie obrazki niebawem będzie można zobaczyć, bo pierworodna po rodzicach też zaczytana :)
OdpowiedzUsuńGratulacje!!!!
UsuńZ doświadczenia powiem Ci, że taka różnica wieku bardzo się sprawdza - starsze samodzielne, dużo rozumie i przy odpowiednim podejściu nie ma scen zazdrości. Mila cały czas nieprzerwanie od narodzin darzy Maciusia Miłością (przez duże M)!
Taki sposób na czytanie starszemu dziecku jest świetny :) Mam cały karton tych kartonowych książeczek po mojej młodej :)
OdpowiedzUsuńTrzymać, trzymać - będzie jak znalazł :-)
Usuń