wtorek, 18 czerwca 2013

Przedszkole

Dzisiaj byłyśmy w przedszkolu Emilki (to znaczy - do którego Emilka będzie chodziła od września) w ramach tzw. dni adaptacyjnych. Nie wiem, czy wszystkie przedszkola takowe organizują i w jaki sposób, w naszym wygląda to tak, że przez cały czerwiec dzieci mogą przychodzić z rodzicami i bawić się razem z innymi dziećmi. Rodzic jest oczywiście cały czas obecny.
Emilka jest - póki co - bardzo pozytywnie nastawiona do przedszkola, ale stopniowo przemycam jej informację, że w przedszkolu dzieci pozostają przez cały dzień bez rodziców czy innych bliskich osób. Na razie to nastawienie się nie zmienia, dzisiaj bardzo jej się w przedszkolu podobało, chociaż byłyśmy tylko godzinkę i to na placu zabaw. W sali spędziłyśmy jakieś 10 minut. Aha - pierwszą rzeczą, jaką Emilką zrobiła w przedszkolu to było siusiu. Więc zaznajamianie z toaletą mamy już z głowy :-)

Jakie nasze wrażenia? Mili pozytywne, jak wywnioskowałam nie tylko z mojej obserwacji, ale również z relacji, jaką zdała swojemu tacie po powrocie. Moje? Właściwie też, chociaż z pewnymi zastrzeżeniami, a jakże. 
Na przykład dzisiejsze Panie nieszczególnie mi się spodobały. Na trzy jedna była ok, druga obojętna a trzecia fatalna. Jutro musimy spróbować innej grupy. Są cztery i można poprosić o przydzielenie dziecka do którejś z nich. W przedszkolach Montessori grupy są mieszane wiekowo, co oznacza, że wszystkie nowo przyjęte trzylatki nie wędrują do jednej grupy, ale są rozdzielane do czterech i pozostają w nich do końca przedszkola. Co roku z grupy odchodzą najstarsze dzieci, a nowy narybek przychodzi. 

Jak Mila się odnalazła? Całkiem nieźle. Po kilku pierwszych minutach (niedługich) nieśmiałości pozwoliła dzieciom pokazać sobie zabawki :-) Szkoda, że za chwilę dzieci wychodziły na dwór, bo jednak ta integracja z grupą lepiej przebiegłaby w środku. A może tak mi się tylko wydaje - jutro pójdziemy o innej porze, to sprawdzimy.

 


jakoś mi aparat poucinał zdjęcia, ale Milę widać

Strasznie przeżywam tę całą sprawę z przedszkolem.... Czasami mi się wydaje, że we wrześniu będę bardziej płakać, niż Mila  :-(


7 komentarzy:

  1. Taka adaptacja dzieci do przedszkola to powinna być norma w przedszkolach. Mój synek niestety nie uczestniczył w takich zajęciach, a szkoda...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Świetna sprawa, to prawda. Dziecko nie idzie w całkiem obce miejsce tylko w jakoś obejrzane już kąty. tak się przynajmniej pocieszam...

      Usuń
    2. Fajne rozwiązanie. Ja ostatnio robię wędrówkę po przedszkolach Montessori w okolicy i usiłuję wybrać coś dla nas...
      Z takim rozwiązaniem adaptacji się nie spotkałam.
      Chociaż dziś usłyszałam o ciekawym, i w sumie jak dla mnie sensownie uargumentowanym sposobie - że dziecko zostaje stopniowo na coraz dłużej, ale jak mama już wejdzie do sali to wychodzą do domu, żeby przyzwyczaić dziecko do rytuału - że najpierw się przychodzi, potem zostaje bez rodziców, a jak rodzic przyjdzie to wracają.

      Usuń
    3. Zastanawiałam, czy wchodzenie na salę i pozostawanie tam z Milą nie odniesie skutku przeciwnego do zamierzonego, ale mimo wszystko się zdecydowałam. Ale powtarzam jej za każdym razem, że teraz jeszcze rodzice mogą, a od września już nie, że teraz tylko się "psyzwycaja". Czas pokaże.
      Stopniowe zostawanie na coraz dłużej też będziemy przerabiać, ale dopiero od września.

      Usuń
  2. Cały czerwiec można z dzieckiem chodzić. Bajka po prostu. U nas był "dzień otwarty" który trwał od 10.30 do 11.30. Porażka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, trudno to określić inaczej. Ale dziwi mnie takie nastawienie - przecież Paniom będzie we wrześniu łatwiej, jeśli dzieci się trochę obznajomią ze wszystkim jeszcze przy Rodzicu.

      Usuń
    2. W większości "normalnych" przedszkoli tak niestety jest. Mieszkam w małej miejscowości, więc wybór przedszkola to fikcja. U nas Panie zdecydowanie nie lubią rodziców. Masz przyprowadzić dziecko i wyjść. Już się boję września.

      Usuń

Wpisz komentarz...