Nie cierpię szycia.
Mam tu na myśli szycie pozbawione kreatywności, czyli: przyszywanie guzików, poprawianie odzieży - skracanie, zwężanie itp.
A szycie nie cierpi mnie - zawsze jakiś rękaw przyszyje się do pleców, albo kolejny szew zrobi się na "prawej" stronie...
Zawsze odkładam taką robotę, ile tylko się da. Ale w końcu udało mi się zmusić do przyszycia wieszaczka do emilkowej kurteczki, która za nic nie chciała porządnie wisieć w przedszkolu.
Wyjęłam pudło z akcesoriami i zabrałam się za robotę. Oczywiście wszystko było przeciwko mnie. Taka igła na przykład - tak tępa, że prawie nie dało rady wbić jej w materiał. A przecież pochodziła z nowego, nie śmiganego jeszcze kompletu. Przyjrzałam mu się uważnie...
Już od jakiegoś czasu zaproponowanie Mili wprawek krawieckich chodziło po mojej głowie. Ale uważałam, że brakuje mi akcesoriów - na przykład plastikowej igły. I ciągle zapominałam, żeby kupić. Ale teraz stwierdziłam, że Mila musiałaby chyba mieć moce nadprzyrodzone, żeby tymi moimi nowymi igłami sobie jakąś krzywdę zrobić.
Wybrałam więc najgrubszą, nawlekłam kordonek i odnalazłam kawałki tkanin do haftu krzyżykowego, które kiedyś dostałam od babci Mili.
Mila była zachwycona.
I tymi swoimi małymi, sprytnymi paluszkami zaczęła szyć - wszystko zgodnie ze sztuką krawiecką.
Tak wypadło pierwsze podejście.
A że entuzjazm w niej nie słabł, było również i drugie - tutaj już fachura zupełna...
No i teraz trochę posmęcę:
To szycie, o którym opowiedziałam miało miejsce już dobrych kilka tygodni temu - jakoś się nie złożyło, żeby wcześniej napisać.
I mimo, że Mili się bardzo podobało, mimo, że szmatki wraz z igłą i nitką włożyłyśmy do jej wielkiej szuflady, stale dostępnej...
Do tej pory nie wróciła do tego. Z powodu - jak myślę - braku czasu.
No bo kiedy to wszystko?
I kredki, i farby, i lampki choinkowe, i ..... wszystko, wszystko, wszystko. Przecież i Mikołaj nie popróżnował w tym roku - przyniósł domek dla lalek i furę ubranek. I mozaikę drewnianą mamy, i klocki lego. I kiedy to wszystko?
Ostatnio trochę mniej podsuwam Mili nowych rzeczy. Bo ona nie ma czasu na to, żeby je "przebawić". A przecież nie chodzi o to, żeby tylko raz...
Ale fachowe szycie. Stasiowi jeszcze szycia nie proponowałam. I faktycznie u nas też teraz nie będzie na szycie czasu, bo były urodziny i prezenty czekają na wypróbowanie :)
OdpowiedzUsuńU nas jeszcze nie wszystkie gwiazdkowe wypróbowane :-(
UsuńMoja córka siada do szycia ręcznego (jest mniej więcej na tym poziomie co Mila) właściwie wyłącznie wtedy gdy ja siadam do maszyny. Młodsza w tym czasie robi swoim pluszakom akupunkturę moimi szpilkami krawieckimi :) Praca grupowa jednak jest najlepsza.
OdpowiedzUsuńPewnie za jakiś czas z chęcią do szycia powróci :)
OdpowiedzUsuń