Co jakiś czas dostaję maile z propozycją napisania posta na jakiś temat. Ale z większości z nich nie korzystam, bo nie chcę traktować swojego bloga jako tablicy reklamowej. Podchodzę do niego trochę.... hmmmm... ideowo :-)
A więc test książeczki (jak Tutaj) zrobiłam i opisałam bardzo chętnie, bo to było coś, czym rzeczywiście chciałam się podzielić. Ale czy ja mam coś wspólnego z np. kampanią na temat (nie)palenia...?
Ad rem:
I-Apteka zaproponowała mi przetestowanie kosmetyku dla dzieci firmy Mustela. A że producenta tego kojarzę bardzo dobrze z kremem przeciwko rozstępom (ani milimetra rozstępu po Mili, proszę Państwa!), na propozycję przystałam.
Miła Pani przysłała mi Stelatopię, czyli krem natłuszczająco-nawilżający, przeznaczony do skóry suchej i atopowej. Mila ma już od dłuższego czasu problem ze skórą na policzkach - łatwo się podrażnia i tylko emolient stosowany dwa razy dziennie nie dopuszcza do zaognienia. Poza tym od jakiegoś czasu na skórze całego ciała występowała jej drobniutka wysypka. Przez kilka dni próbowałam udawać, że niczego nie ma, ale uparła się i nie znikała, więc jednak zaczęłam zastanawiać się, co z tym robić.
Tymczasem otrzymałyśmy Stelatopię (200 ml) i zaczęłyśmy stosowanie po każdej kąpieli.
Mila uwielbia wszelkie smarowidła (kremy, maści itp.) i smaruje się samodzielnie (chociaż ja czuwam, żeby nie zużyła za jednym posiedzeniem połowy opakowania, bo wykazuje wyraźne tendencje w tym właśnie kierunku). Przy pierwszym użyciu Musteli wykrzyknęła: "Ale delikatny krem!" A następnie (gdzieś tak w połowie drugiej nogi) - "Tego kremu wystarczy na dużo!"
Wtedy uznałam, że dalszy rozwój mojej córki iść powinien w stronę marketingu, bo przejawia w tej dziedzinie znaczne talenta....
Krem rzeczywiście jest delikatny, bardzo łatwo się rozprowadza, konsystencję ma dość rzadką, co pozytywnie wpływa na jego wydajność.
Ale najważniejsze dla mnie było to, jak będzie działał na skórę Emilki.
Ku mojemu zdziwieniu, po tygodniu smarowania wysypka zniknęła! Jestem uradowana, bo nie byłam zachwycona widmem stosowania jakichś leków do doustnych, żeby się tego pozbyć, albo szukania winnego poprzez stosowanie diety eliminacyjnej.
Skóra jest gładka i nie czuje się tej "kaszki" pod dłonią.
Ale co do policzków..... pozostaniemy jednak przy poprzednim kremie. Tutaj Stelatopia nie zdała egzaminu. Policzki się zaczerwieniły. Co prawda ich stan i tak był lepszy, niż bez smarowania czymkolwiek, ale czym prędzej powróciłam do sprawdzonego emolientu.
Ale tylko na policzki :-)
Z ciekawości zakupię jak spotkam w drogeri i przetestuję na Dusi ;)
OdpowiedzUsuńnie jestem pewna, czy w drogeriach Mustela jest dostępna - na pewno w aptekach.
UsuńPrzyda się na przyszłość sprawdzony kosmetyk:)
OdpowiedzUsuńzapraszam do siebie http://magiczne-szydelkowanie.blogspot.com/