Zrobiłyśmy trąbkę.
Tak się to przynajmniej nazywało roboczo i nazwa się przyjęła.
A to było tak:
Mila dostała od babci książkę.
Jest w niej rozdział o instrumentach muzycznych, które można zrobić samemu.
Pokusiłam się na zrobienie mirlitonu.
Nazwa śliczna, a co oznacza?
Jest to wspólna nazwa instrumentów, które zmieniają głos osoby grającej.
Do naszego mirlitonu potrzebne było niewiele rzeczy:
papierowa tuba (po ręcznikach papierowych świetnie się nadaje)
kawałek papieru (u nas był śniadaniowy)
gumka recepturka
Tuba została oklejona kolorową taśmą i naklejkami.
Papier został ozdobiony wzorkami z użyciem mazaków dmuchanych.
Papier nałożyłyśmy na końcówkę tuby i przymocowałyśmy gumką.
Gdy do tuby nuci się melodię, papier drży i zniekształca głos.
Nie minęło pięć minut, jak pożałowałam, że wpadłam na ten pomysł.
Dlaczego?
Sami zróbcie, to zobaczycie.... ;-)
Wypróbuję w ilości "sztuk dwie".. Strach się bać, co to będzie -chyba wielki ból głowy, ale z instrumentami innymi niż grzechotki nie mamy doświadczenia.
OdpowiedzUsuńW planach mam też bączki:):):)
Pozdrawiam i zapraszam do mnie: leniwamama.blogspot.de
Dopiero zaczynamy;)
Dziękujemy za zaproszenie :-)
UsuńTeż lubimy tą książeczkę :)
OdpowiedzUsuńDomyślam się czemu więc nie zrobię czegoś takiego ;)
OdpowiedzUsuńRobiliśmy podobne trąbki. Ale nie ma to jak ostatni koncert Stasia na garnkach :)
OdpowiedzUsuńOj - działo się, działo...?
Usuń