Tłuste, nafaszerowane barwnikami i polepszaczami, które mają spowodować, że mięso mechanicznie odkostnione będzie smaczne.
No i cóż - jest.
Dlatego wszyscy (w dużym przybliżeniu) czasami je jedzą. A czasami dają też swoim dzieciom.
I ja też. Raz na kilka miesięcy się to zdarza, więc może nie jestem taką najgorszą matką ;-)
Dzisiaj też jadłyśmy. Ale z pewnym urozmaiceniem.
Zobaczyłam u AsiaMi. I bardzo mi się spodobało. Oczywiście wykonanie, bo smak taki tam...
Otóż - parówki kroimy (najlepiej na trzy części) a makaron spaghetti łamiemy (najlepiej na dwie części).
A następnie nakłuwamy.
Nie muszę chyba dodawać, że nakłuwanie było super zabawą.
Powstawały np. samoloty:
Takie powędrowały do garnka z wodą. Miałam wątpliwości, czy parówki nie rozpadną się przy tak długim czasie gotowania.
Ale nie rozpadły się. To pewnie zależy od jakości parówek, my staramy się kupować nie te najgorsze (jeśli w ogóle w przypadku parówek można mówić o takim stopniowaniu).
Po wyjęciu z wody prezentowały się tak:
Albo tak:
to właśnie Milowy samolot |
Mila zjadła tych parówek trzy razy więcej, niż zazwyczaj, gdy podane są w zwykłej formie.
Dla zachowania równowagi zdrowotnej - dodatkiem był chlebek na zakwasie naszego domowego wypieku ;-)
Super pomysł, jeszcze takich parówek nie próbowaliśmy.
OdpowiedzUsuńA przy dzisiejszych zakupach Mila zażyczyła sobie kupno czego? Oczywiście parówek. Chyba przez jakiś czas będziemy ich więcej jeść...... :-(
Usuńzachęcają do zdjedzenia;)
OdpowiedzUsuńMoja Duśka też czasem je parówkę. ale takiej jeszcze nie próbowała :)..
OdpowiedzUsuńPrzyrządzenie w taki sposób może znacznie zwiększyć to spożycie, więc uważaj...
Usuń