Znajoma przesłała mi kiedyś link do świetnej zabawki, niestety nieosiągalnej dla mnie.
Nie znalazłam w żadnym polskim sklepie, a kupno za granicą to zbyt wysokie koszty. Ale dla chcącego....
Rzeczony wałek przepiłowałam na pół. Znaczy - ja trzymałam, tata Mili przepiłował. I jeszcze przewiercił kilka otworków na wylot.
Ja wygrzebałam 5 par drewnianych korali. Przez otwory przewlokłam (czy przewlekłam?) sznurek i na każdym z końców zawiązałam koralik. Specjalnymi węzłami, żeby nie pospadały.
Powstało coś takiego:
Oczywiście najpierw musiało zostać przetestowane przez starszą - czy aby na pewno nada się dla Maciusia.
Próba wypadła pozytywnie i brat został uszczęśliwiony nową zabawką.
Początkowo potraktował ją jako gryzak - zawsze można na niego liczyć w tym zakresie.
Ale po jakimś czasie zaczął bawić się też koralikami.
Teraz, gdy Maciuś już siedzi, łatwiej mu bawić się manipulacyjnymi zabawkami, gdzie może nieskrępowanie używać obydwu rąk.